Wkrótce jednak ta lodowata maska, jaką hrabia przybrał, znikła, i poprowadził mnie do pokoju, który mi przeznaczył. Był to pokój umeblowany w guście Ludwika XV.
— Tak, poznałem go — przerwałem. — To ten, gdzie byłem wprowadzony. Mój Boże, mój Boże!... wszystko teraz rozumiem.
— Tam — mówiła dalej Paulina — zaczął mnie przepraszać za takie przyjęcie i tłumaczyć się zdziwieniem z mego niespodziewanego przyjazdu, oraz obawą niewygód, jakie mnie tu czekają.
Wszystko to go niepokoiło. Jednakeż kiedy już przyjechałam — dodał — to dobrze — i będzie się starał uprzejemnić mi pobyt w tej swojej posiadłości; na nieszczęście jednak dziś, a może jutro, będzie musiał mnie opuścić; wprawdzie na jeden lub dwa dni tylko. Będzie to już po raz ostatni, bo nie przystanie więcej na żadne polowanie.
Odpowiedziałam, że jest zupełnie wolny, że nie przybyłam, aby mu przeszkadzać w jego przyjemnościach, lecz, ażeby uspokoić swoje serce, przerażone opisami ciągłych zbrodni w tych okolicach.
Hrabia się uśmiechnął.
Byłam znużona podróżą; położyłam się więc i zasnęłam.
O drugiej Horacy wszedł do mego pokoju, i zapytał, czy nie chciałabym odbyć przejażdżki na morze. Dzień był przepyszny; zezwoliłam.
Zeszliśmy do parku. Rzeka Orna go przerzyna. Przy jednym z tych brzegów stała prześliczna łódka; kształt jej był szczególny. Zapytałam o przyczynę; hrabia odpowiedział, że była odbudowana na wzór łódek jawańskich i, że ten rodzaj budowy przyczyniał się do szybkiego jej
Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/80
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XI