wrogie przeczucia ścigają cię i przejmują dreszczem bezprzestannie: każda rzecz przedstawia ci się wówczas nie jako rzeczywistość, lecz jako upiór lub widmo. Każdy wie z doświadczenia, że nieznane niebezpieczeństwo jest po tysiąc razy więcej przerażające i straszniejsze, niż widoczna i nieruchoma zguba!
Znajdując się w takiem właśnie położeniu, zaczęłam żałować, iż tak nierozważnie dozwoliłam mojej pannie służącej pozostać u rodziny. Trwoga jest rzeczą tak nieumotywowaną, że bez powodu często wzmaga się lub niknie.
Istota najsłabsza, pies łaszący się do ciebie, dziecię uśmiechnące się, chociaż tak pierwszy jak i drugie, nie mogłoby cię ochronić przed niczem, są jednakże wówczas prawdziwą dla serca twego podporą, jeżeli nie obroną. Gdybym była miała przy sobie tę dziewczynę, która od pięciu lat już mnie nie opuszczała, której przywiązanie i poświęcenie dla siebie znałam, z pewnością nie byłabym się lękała; gdy tymczasem, pozostawszy samotna, zdało mi się, że zgóry już byłam skazana na zatracenie, i że nic już ocalić mnie nie zdoła!
Siałam tak przez dwie godziny, nieporuszona. Zimny pot spływał po mem czole, a gdy zegar uderzył godziny — dziesiątą, potem jedenastą — chwyciłam się za poręcz fotelu, aby nie upaść.
Pomiędzy jedenastą a dwunastą, zdawało mi się, iż usłyszałam w znacznej odległości wystrzał z pistoletu. Uniosłam się nawpół oparta o mur kominka, lecz znowu zaległa spokojność. Padłam na siedzenie, z głową zawieszoną na krawędź krzesła.
Pozostałam tak przez czas jakiś z oczami wlepionemi w jeden punkt, nie śmiejąc ich od niego odwrócić, z obawy, aby nie ujrzeć jakiegoś niebezpieczeństwa rzeczywistego. Wtem nagle zadało mi się, wśród tego głuchego milczenia, że zaskrzypiała krata wprost ganku wchodowego, oddzielająca ogród od parku. Myśl, że powraca Horacy, pokonała na chwilę całą bojaźń; rzuciłam się ku oknu, zapominając o okienkach; chciałam otworzyć drzwi do przedpokoju, lecz czy to przez przezorność, czy też niezręczność, Malajczyk, wychodząc zamknął je za sobą. Byłam formalnie uwięziona. Przypomniałam sobie, że okna
Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/88
Ta strona została przepisana.