Poczęty jestem — wiem, że skończyć muszę,
Ile formalną tu bywam osobą,
Więc i nie czekam, aż mi wezmą duszę,
Lecz duchem formę z każdą niszczę dobą,
Unadforemniam się i palę ciało...
Bo wolność — jest to celem przetrawienie
Doczesnej formy. Oto wyzwolenie.
Czy można się w tem dopatrzeć choćby odrobiny poezji?
Jeżeli sobie uprzytomnimy, że te pretensjonalne, suche i nudne rozumowania ofiarował Norwid swemu narodowi wtedy właśnie, kiedy on przelewał krew dla zrzucenia niewoli i wywalczenia sobie wolności — że zamiast głosu współczucia, pociechy lub bezsilnej rozpaczy znajdowano w tych «poezjach» zimne mędrkowanie — wtedy zrozumiemy, że między społeczeństwem a tym rymującym filozofem musiała panować zupełna obojętność. Ten brak zrozumienia uczuć i cierpień narodu, a zatem brak tego, co jest konieczną, nieodłączną cechą każdego narodowego poety, musiał jego utwór uczynić rzeczą, patrjotom i działaczom społecznym obojętną.
Zrozumiemy to lepiej, jeżeli wglądniemy w poglądy społeczne i polityczne poety. Właściwie trzebaby powiedzieć: religijne, bo w najczynniejszej epoce życia, od chwili, kiedy z bronią w ręku bronił Państwa Kościelnego przeciw walczącym o wolność Włochom, aż niemal do schyłku swych dni patrzał Norwid na świat oczami ewangelistów i ich formułkami go sądził. Legendy starochrześcijańskie były dla niego żywą, nie podlegającą dyskusji rzeczywistością, tak, iż mógł podać społeczeństwu jako naukę niewątpliwy dla siebie fakt, że św. Jan, wrzucony w kocioł wrzącej oliwy, śpiewał w nim spokojnie «aleluja». To też nauka i zdobyty nią rozum są dla niego przedmiotem pogardy: rozum jest wedle niego «konsekwentnem głupstwem» (por. str. 51, nr. 54) i należy ludzkość uleczyć z wiary w jego wartość. W «Pięciu Zarysach Obyczajowych» stwierdza, że «tym, co się spysznili umiejętnością», Bóg zakrył właściwą drogę przedwiecznej mądrości, a objawił ją «prostaczkom ciemnym i wzgardzonym». Gdyby ludzkość poszła tą drogą, «jakżeby dziś już równo było na planecie»! «Wtedyby w porządku przedwiecznym dojrzewano i zmartwychwstawano», a «kropidło rozsądku umiejętności» nie wodziłoby ludzkości na manowce. Tymczasem wbrew woli bożej ludzkość dręczy się i rani. Dlaczego?
Próżność i wywyższenia się żądza to czyni.
Zaradzić temu? Chyba, że wolności stratą
Konieczną i cenzurą, co, jak ochmistrzyni,
W opiekę weźmie, silną także dyktatura...»