Artemidora[1] mądrości świątnicę?»
«W czasie tak krótkim, powiadasz, — pociecha!»
Epirczyk odrzekł z westchnieniem głębokiem.
I szli. — Rok minął dni i godzin tokiem.
Artemidora ogród oświecony:
Fastigjum[2] domu nad skrawym obłokiem
Czerni się w trójkąt; niżej biust złocony,
Z framugi ciężkie wychyliwszy czoło,
Rzekłbyś, iż chyłkiem pogląda wokoło.
Zofję z Knidos mędrzec miał u siebie.
Uczniowie w laurów ciennikach[3] siedzieli,
Czekając, gwiazdy aż błysną na niebie;
Czekając, północ aż ich rozweseli
Tym ogniem, tylko północy właściwym,
Ni to widzialnym, ni światłym, lecz żywym
Ogniem wewnętrznej gorączki i drgania
Powiek, gdy ciężeć poczną od czuwania,
A słów mierzonym śpiewanych akcentem
Skoro się przytem wyrzuci niemało,
I subtelności niejednej zakrętem
Wstecznym skoro się dobrze naszukało —
I człowiek w całej myślenia machinie
Poczyna czuć się zostawionym sobie,
Lubując giętkość jak skoczek na linie,
Starego ojca niosący w osobie.
Tej to gorączki z nałogu czekano,
A coraz nową rzecz dyskutowano.
Zofija z Knidos pośród tej drużyny
Mądrej podobną była do opalu,
Co zda się mieścić wszystkie tęczy płyny,
Lecz nie rozlewa ich z skąpstwa czy żalu?
Żalu — bo opal z łzawym błyska mętem;
Skąpstwa — bo blask swój wycedza ze wstrętem.
Zrodzona w Knidos, w Rzymie wychowana,
Gdyby to było nie za Adrjana,
Kiedy już Sybill[4] błękitne jaskinie
Proroczych w sobie nie kryły trójnogów,
Możeby głos jej był jako naczynie
Brzmiące dla ludzi śmiertelnych i bogów.
Lecz inny wzywał smak, rządziło nie to:
Była więc więcej od Sybill — kobietą!
Była tem samem — bo czasów własnością,
Natchnieniem smaków ich — z bezświadomością!
Pod temi laury, których liść szeroki
Lamp różnofarbnych złamały promienie,
Szaty ją wiewne tulą jak obłoki
I układają na ciche kamienie,
Z rzeźbą ich łącząc tak żywą naturę,
Jak rzeźba wpaja się w architekturę.
Zaiste, odłam to jakiejś świątyni,
Gdzieś barbarzyńskim roztartej obuchem,
Nikt zeń całości nowej nie uczyni,
Ni ją spokrewni z cudzoziemskim duchem:
Zawsze to będzie pamiątka bezłzawa,
Czegoś, co nie ma istoty ni prawa.
Ty, coś ją widział, zakryj sobie oczy
I powiedz, co z niej pamiętasz szczególnie?
Nie gładkość czoła, ni wieniec warkoczy,
Pamiętasz jakieś wzięcie się — ogólnie —
I głos: ten słodkie miewać zwykł poczęcie,
Potem się kropli! jako płyn, a potem
Jakobyś srebrnym wydzwaniał go młotem,
Potem i rylca było w nim zgrzytnięcie!
Ruch też głosowi wtórował, a zawsze
Prędzej w obejście przechodząc łaskawsze.
Taką to panią mędrzec gościł w chwili,
Kiedy przez «Salve»[5] mozajką wybite
Na progach sieni, stopami zużyte,
Męże dwaj cichym koturnem wchodzili.
Starszy był w szarym płaszczu i tunice[6],
A laskę przed się stawiał, jako świécę,
Prostą, o wiele dłuższą nad użytek.
Każdy zwój płaszcza jego, założony
Jak pargaminu pisanego zwitek,
Łamał się ostro lub obsuwał w strony,
W sposób, iż, ztyłu widząc go o zmroku,
Jak sprzęt nieżywy wydałby się oku —
Sprzęt, świeżo zdjętą szatą obrzucony.
«Mistrzu Jazonie magu!» — rzekł mu drugi —
«Czy nie raczycie prosto do ogrodu?»
A w głosie jego było coś i sługi,
I przyjaciela, i bliskiego z rodu.
Starzec krok zwrócił za odpowiedź całą
I weszli oba boczną furtką małą.
Weszli — ostatni goście spodziewani
Perystyl[7] odtąd pustą już przestrzenią.
W alabastrowej lampa stojąc bani,
Mdlała — kolumny blado się czerwienią
Od strony światła, ciemniejąc od drugiéj —
Czasem słów kilka posłyszysz za sienią,
Czasem leniwy krok sennego sługi.
Lampa przedzgonnym co tryśnie promieniem,
- ↑ postać fikcyjna.
- ↑ fastigjum (łac.) — szczyt, wierzchołek, ściana szczytowa.
- ↑ ciennik = altana.
- ↑ Sybilla — wróżka, wróżbiarka.
- ↑ salve (łac.) — witaj!
- ↑ tunika (łac.), rodzaj wełnianej, białej koszuli o krótkich rękawach.
- ↑ perystyl (gr.) — przestrzeń, wewnątrz domu rzymskiego, otoczona kolumnadą.