Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/368

Ta strona została przepisana.

INNY. Obydwa godni są rycerskiej chwały.

(Rakuz przejeżdża zwolna ku bramie, choć gdzie niegdzie gromady zatrzymują. Poczet książęcy wpośród nich przechodzi)

GRODNY. (do Szołoma) Gromad się jedność to kupi, to sprzęga.
SZOŁOM. (do ludu) Męże! Ja jestem runnik doskonały,
Pisarz koronny, który, jako księga,
Ramiona ku wam i serce otworzę,
Mówiąc: Rzeczone słowo było boże,
Bożem rzekł — mówię — słowem książę włady.
I liczne tegoż w dziejach są przykłady,
Ja sam stylikiem rzeczy takich wiele
Skreśliłem. Teraz do dom, przyjaciele!

(poczet zachodzi w bramę)

GRODNY. W prawo i w lewo ustąp! Poczet przodem!
SZOŁOM. Ludu! Idź do dom!
SETNI. (obwołując tam i owdzie) Kniaź uraczy miodem,
Ktoby się w grodzie jawił przed zachodem.
STARZEC. (z tłumu) O trupie zbawcy myślcie też, Lechowie,
By, jak ocięty karcz, nie próchniał w rowie.
SETNI. W prawo i w lewo ustąp! Runnik przodem!

(RUNNIK i SETNI zachodzą w bramę)
X.
Rozłogi w okolicach bramy miejskiej.
Noc. Gdzie niegdzie pokotem śpiące gromady. Kakuz i Szołom kapturami okryci i grabarskiemi uzbrojeni łopatami Szołom z latarką.

RAKUZ. Mądrości słowo, którem osłupiłem
Trzystaset ludu, dziś mię wzamian boli;
Nie bacz, że dziwnie ci to wyraziłem.
Lepszego nie znam wyrażenia gwoli.
Boli mię słowo. Mówiąc, mówię o tem,
Że, jakbym napiął łuk i cisnął strzałę
I zawróciła mi się w piersi grotem,
A jabym czuł ją i czuł, uleciała,
I, łuk trzymając luźny, drżący jeszcze,
Szukał rannego, sam śmierci czuł dreszcze!
Pisania sztukę znając doskonałą,
Powiedz mi, naucz, azali być może,
By kogo słowo rzeczone bolało?
Tkwiło i pruło, jak zbójeckie noże,
Słowo, o którem sam rzekłeś, że boże?
SZOŁOM. Pisania sztuka zwie się i kabałą,
Pisania sztuka ma swe tajemnice,
Runnikom samym dostępne.

(Rakuz upuszcza łopatę)

Ostrożnie!
RAKUZ. Zbudził się który?
SZOŁOM. (wskazując latarką) Owdzie zbieraj! Świecę.
RAKUZ. (podejmując rydel) Jako gdy pola kto sierpami ożnie,
Pijani, widzę, spoczęli pokotem.
SZOŁOM. Śnią się im wiadra miodu i wiwaty.
Nie rozbudziłbyś tej czeredy grzmotem,
A cóż dopiero upadkiem łopaty.
Radzę ją wszakże nieco zgrabniej trzymać,
W ramię rzuciwszy prawe, jak motykarz.
RAKUZ. Na życiu łopat nie myśliłem imać.
Nie jestżem Rakuz, książę? Kogo tykasz?
SZOŁOM. Trzeba się, książę, umieć znaleźć wszędzie.
Trzeba mieć rozum taki, jak narzędzie.
RAKUZ. (popychając ramię runnika)
Szołom! Idź naprzód, nie ucz nas!

(słychać krok warty)

SZOŁOM. (skoczywszy do Rakuza, groźnie) Milczenie!
Łopata na dół! Kto idzie?
GŁOS MIJAJĄCEJ STRAŻY. Sumienie!
SZOŁOM. (do księcia) Hasło, tej nocy dane przez setnika.
RAKUZ. (osłupiały) Przeszli? Czy przeszli już?
SZOŁOM. (klepiąc ramię Rakuza) Wgórę motyka!
RAKUZ. (oglądając się dokoła) Osobo mądra! Azali z prędkości
Nie minęliśmy miejsca, gdzie trup leży?
SZOŁOM. (wznosząc latarkę) Tarcz zdaje mi się blask, albo odzieży
Bieliznę widzę.
RAKUZ. Mylisz się, to kości,
Rwane ze smoka bioder, ptastwo ciska
Lub psy roznoszą. Patrz! Za onem padłem
Postacie jakieś i jakieś ogniska;
Ludzie czy widma?
SZOŁOM. Znikli.
RAKUZ. Wiem, że zbladłem.
Wokoło oczów czuję to, na licu.
SZOŁOM. Żebra smokowe, czy widzisz, jak wielce
Czernieją? Sterczą w księżycu,
Podobne żebrom nawy skołatanej;
Patrz tam... jak belka po belce.