QUIDAM. To ogipsowana cegła i pomalowana z wierzchu.
PODRÓŻNIK. Te czworogranne nagłowia kolumn, ryte bogobojnem dłutem majstrów z dwunastego stulecia?
QUIDAM. To odlewane hurtem z cynku, a potem okryte złoceniami za pośrednictwem galwanizmu[1]. Gmach taki, jak go widzisz, stawia się dziś w przeciągu ośmiu miesięcy.
I nazywa się to kawiarnią śpiewającą. Ale owóż zasłonę podejmują. Szmer magiczny obejma zgromadzonych, iż za chwilę nasłynniejsza ze śpiewaczek ma się ukazać. Oto i ona... Grzmot oklasków... Czy słyszysz, co ci mówię?
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
To nie ona!... Zmieniono, widzę, program... Publiczność się kłębi oburzeniem, jak lewjatan[2], gdy zmylił się w podrzucie za zdobyczą. Nie opieraj się zbyt ufnie o tę balustradę marmurową, — to powleczone blachą drewno.
PODRÓŻNIK. Coś zanosi się, widzę, na wysadzenie sceny ramionami, śpiewaczka jeśli nie wyjdzie?...
QUIDAM. Bądź spokojny! Czy uważasz głowę i pól ramienia, wychylające się z za kulis po stronie prawej?...
PODRÓŻNIK. Widzę kogoś, spozierającego bacznie na zegarek, jako, kiedy wprawny fotograf odmierza czas działalności słońca.
QUIDAM. To jest przedsiębiorca aplauzu[3] i poręczyciel wartości śpiewaczki, skoro oburzenie publiczności dojdzie do obmyślonego naprzód kresu... Ale już, już dochodzi!... Słyszę coś podobnego do trzasku łamiącej się poręczy pod naciskiem — teraz, teraz! Otóż i ona! Poręczyciel schował swój zegarek. Możemy już bezpiecznie opuścić zgromadzenie i ochłodzić czoła na powietrzu...
PODRÓŻNIK. Jakto? A śpiew?...
QUIDAM. Cokolwiekbądź i jakkolwiek-bądź teraz zaśpiewa, przyjęte będzie wytrzymywanym pierw umyślnie oklaskiem. Wybuch zaś ten nietylko że ocenić, ale i usłyszeć pieśni nie dozwoli — to nazywa się: sztuka w swym rodzaju zupełnie nowa...
Umknij nieco ramienia. Lękam się, ażeby mi nie połamali albumu, w którym życzę sobie mieć coś pióra twojego przed rozstaniem.
PODRÓŻNIK. Pokazałeś mi architekturę, publiczność, smak, styl i sławę. Wychodźmy! Teraz czas jest, ażebym w albumie twoim zapisał się.
Nietylko, pierw się najadłszy mandragor,
Błądziły w limbach szalone kobiety,
Nietylko Dante i trzeźwy Pythagor, —
Byłem i ja tam... pamiętam, niestety! itd.