SZELIGA. (do Salome) Lokator, jakkolwiek cierpi obłęd,
Zda się jednakowoż być spokojnym —
SALOME. Ten, kto powiedział to panu hrabi,
Musi częściej cierpieć.
— My, odźwierni,
Niż ktokolwiek, lepiej znamy rzeczy.
Ludzie cisi są zakałą świata!...
I odpycha on ich ustawicznie,
Coraz dalej, coraz skorzej z ziemi,
Aż nareszcie mówią: «To jest warjat!»
— Panną będąc i szyjąc u księżnej,
Która może hrabiemu jest znana,
Księżnej Orsi, co była aktorką,
Tam się napatrzyłam świata dziwów!...
— Niekażdy-bo, co z sobą rozmawia,
Jest warjatem — i niekażdy nawet,
Co tak skromnie mieszka, jest lada kto!
SZELIGA. Macie i tu blisko pałac świetny
Tej hrabiny Harrys...
SALOME. To jest, panie,
Klejnot wielki — to jest laka dobroć,
Że tylko dwie równe w okolicy:
Ksiądz prowincjał i pani hrabina!
SZELIGA. A mąż?
SALOME. A któż nie wie że to wdowa?!...
SZELIGA. Zapomniałem!... Słyszałem był ongi,
Lecz, z dalekiej wracając podróży,
Myśliłem, iż wszyscy pożenieni...
SALOME. (uprzątając jeszcze w izbie)
— Należałoby to i jej począć,
Alić, co my sądzim, a co państwo,
To odmienne dwie rzeczy bywają.
SZELIGA. Małżeństwo dla wszystkich jest jednakie.
SALOME. Takto i ksiądz prowincjał naucza,
Aż nieraz łzy w okulary kapią,
Co jednak w kościele brzmi wyraźniej...
SZELIGA. — A hrabina przecież nabożna jest
I musi znać ojca prowincjała?...
SALOME. (głośno) — To tak, jakby spytał kto, czyli ja
Znam te schody i te ich poręcze.
— Gdzieżby święto Przenajświętszej Panny
Było obchodzonem z takim blaskiem
Woskowych świec, dużych, jak jegomość,
Że tu pana hrabiego przeproszę —
Gdzieżby tyle kwiatów, robionych róż,
Lilij z liściami srebrnemi,
Drogich kadzeń i ornatów, które,
Jako blachy złota, tak łamią się —
Gdzieżby było tyle w Boże Ciało
Strusich piór, kłoniących się, jak dusze,
Przed utajonego sakramentem...
— Gdyby równych w świecie zbrakło hrabin!
Alić coś należy dać i niebu —
Choćby dymu wonnego obłoczek,
Jeśli nic dać z siebie nie może człek,
Wszystko jakby pożyczone mając.
Ja to wszakże mówię — może zbytnio...
Z przeproszeniem pańskiem stara sługa...
SZELIGA. Rozrzewniła mnie doprawdy!... Człowiek,
Nieraz się ubrawszy od stóp do głów,
Odprawia pielgrzymki nienajbliższe,
By wreszcie usłyszał rozmowę mdłą,
Gdy oto tu schylona staruszka,
W prochy ziemi nawykła poglądać,
Diamentowem słów światłem darzy!
Zaiste, tylko podróżnik umie
Podróżować i we własnych stronach
Monumenta odkrywać, lub czynić
Nieznane dla innych spostrzeżenia.
Dlategoto może Anglik, który
Podróżuje najdalej, i często,
Najoryginalniej został sobą...
— Rzeczy, obok których bliscy co dnia,
Opierają swe rubaszne łokcie,
Uderzają wzrok mój, budzą mój słuch...
Podróżuję wciąż i wciąż, jak w Syrji!
SZELIGA. Cyt! Nadchodzi ktoś, szemrząc do siebie,
Jakby sprawę toczył z każdym schodem.
MAK-YKS. (w głębokim monologu)
Zaiste, że ja wracam do siebie!
Lecz zostaje mnie jeszcze wiele piętr,
Wyżej coraz, aż gdzie posiadłości
I samego Durejki... kończą się...
Wielkie szczęście, że glob jest w przestworzu,