Zamieniając zmyślenie na wieszczbę.
Wówczas, jak ją zowiesz, ziemska miłość
Upornego Szeligi zapewne
Przemieniłaby się w coś innego;
Bo muszą też być i inne czucia
Dla rozmaitości we wszechświecie,
I nietylko sama, jak ją zowiesz.
«Ziemska» miłość, tyle ci natrętna!...
HRABINA. (zimno) — Na boku zostawmy to i wróćmy
Do dziennego prac naszych porządku!
MAGDALENA. — Gdyby więc pod twoją nieobecność
Szeliga przybył...
HRABINA. Przyjm jak najgrzeczniej,
Lecz nie uroń w rozmowie ani słówka,
Zbliżonego najmniej do nadziei!
Całej to zręczności twej polecam.
Nie chcę, aby mnie cobądź wiązało,
Odkąd się oddałam obowiązkom
I znalazłam wielkie dobro: spokój!
STARY SŁUGA. (wygłaszając) Mak-Yks, panią hrabinę chce widzieć...
HRABINA. Nikogo nie przyjmę przed wyjazdem —
Mak-Yks! Jakbym też go zapomniała...
MAGDALENA. Cóż ty z tego kuzynka chcesz zrobić?
HBABINA. Ja nic. — On zaś sam co z siebie zrobi,
Czasu nigdy nie miałam zapytać go.
Dobre to chłopczysko i lubiący
Nieledwie że pustelnicze życie.
Raz, widząc go z brodą niestrzyżoną:
«Cóżby to był za śliczny kapucyn
W ermitażu[1], pod zielonem drzewem!»
Pomyśliłam...
Lecz czyli to jemu
Przyjdzie na myśl kiedy przed zwierciadłem?
Choć zapewne, że szczęśliwszym byłby
W cichej celi, hodując sobie kwiaty...
Gdzie znalazłby dobro wielkie: spokój!
MAGDALENA. To, co mówisz o człowieka losie,
Przypomina mnie coś kapucynów,
Które zastępują termometry
Lub tych, co z kart dla dzieci się robi:
Tamte kaptur zdejmują w pogodę,
Lubo się nią wcale nie obchodzą;
Te się wszystkie społem wywracają,
Skoro jeden z nich i jak się potknie.
HRARINA. — Mogłabym go wreszcie i ożenić...
Przecież małżeństwo, to sakrament.
Lecz potrzeba wprzód posażnej panny,
Tegoż wieku, wzrostu i tak samo
Do cichego ułożonej życia...
MAGDALENA. Naturalną znalazłszy harmonję
Względów tylu: wieku, wzrostu, mienia,
I temperamentów, i skłonności,
Jak w gałęziach dwóch jabłoni jednej —
Spytać chce się, czemu jeszcze wgórze
Ponadprzyrodzonych szukać zręczyn?
— Jaskółki dwie, całkiem równe sobie.
Nie sąż przez to samo ożenione?
A jakaż byłaby ludzi wyższość?
HRABINA. Zawsze umiesz jakieś dać pytanie,
O którem pierw z ojcem prowincjałem
Radziłabym bardzo ci pomówić..
Niewiele mnie czasu już zostawa.
O czemżeto mówiliśmy dotąd?
MAGDALENA. O Szelidze naprzód — i że jemu...
HRABINA. Nie uronisz słóweczka nadziei.
Moja luba, to jest arcyważne.
MAGDALENA. I że przyjąć go mam jak najgrzeczniej...
HRABINA. Jak to pięknie, że pamiętasz wszystko.
Jak najgrzeczniej dlatego, by jemu
Czemś osłodzić stanowczą odmowę.
Miłość bowiem, jakkolwiekbądź ziemska,
Gdy ustaje, to nie jest rzecz miła!
Przynajmniej tak sądzę, moja luba,
Że to nie musi być najprzyjemniej...
MAGDALENA. A teraz, cóż dalej?...
HRABINA. Czytaj w nocie!
MAGDALENA. (krotochwilnie) — Zrobiłam z niej, patrzaj, kapucyna,
Który się wywraca za powiewem...
«Numer drugi: parę taneczników...»
Cóż to może znaczyć? Proszę ciebie...
HRABINA. Czytaj dalej...
MAGDALENA. (czyta) «Zaprosiłam panny
Z całej pensji, kilku małych chłopców,
I panią Durejko, ochmistrzynię
Z mężem swoim».
HRABINA. Wszystko jak najgrzeczniej.
Zapraszalne listy jedne wyszły,
Reszta leży owdzie; wyszlij i te!
- ↑ ermitaż (franc.) — pustelnia.