Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/418

Ta strona została przepisana.

MAGDALENA. (z uśmiechem) Przejrzę tylko, czyli w nie przypadkiem
Nie wtrąciłaś czego innej treści.
HRABINA. Winisz mnie o błahe nieuwagi,
A jednak może i jest niewiele
Kobiet mojego położenia, które
Byłyby w stanie tak dużo rzeczy
Różnorodnych zgodzić i prowadzić.
To, że w mojej biblji, na rycinie,
Znalazłaś raz miasto przezroczego
Papieru bankowy bilet, z tego
Wyprowadzasz bezzasadne wnioski.
Fraszki zapomnieć mogę, nie celu.
Są dnie, których godziny wszystkie
Mam rozrachowane, jak zegarek,
I spisane rzędem w wilję wieczór.
Teraz jadę na zbór miłosierny...

(porywa się, zawadza, i rozdziera suknię)

MAGDALENA. Gdzie w sukni rozdartej niepodobna
Brać głosu o biednych bez poddasza,
Bo to wyglądałoby na komedję...
HRABINA. To przypadek jest... i bez znaczenia.

(dzwoni — służąca wbiega)

Naprędce proszę fioletowy stanik.
STARY SŁUGA. (Mak-Yks; za sługą wchodzi sam) Mak-Yks się powtórnie anonsuje —
SŁUŻĄCA. (podając stanik) Pani hrabino, nieco powolniej...
HRABINA. (do sługi) Niechże wnijdzie, jeśli jest w potrzebie...
MAGDALENA. Ten młodzieniec wchodził — lecz, gdy zobaczył,
Że dopełniasz ubrania, cofnął się.
HRABINA. Wina jego! A może jest w potrzebie?
MAGDALENA. Mogłażbyś ubierać się przy ludziach?...
HRABINA. To nie są ludzie. Daj, proszę, szpilkę!
MAK-YKS. (który niezupełnie cofnął się był) «To nie są ludzie!» Ah, nie, o pani!...
Daruj, iż podnoszę słowa twoje,
Które byłbym pominął, jak może
Wiele innych pominąłem mówień —
To są «nie ludzie», pani, to tylko
Obowiązani tobie lub arcy
Umiejący cię cenić — nie ludzie!...
Przy nich można sobie zapiąć guzik
Bez zmylenia rzędu, akuratnie...

(ochłaniając)

Daruj, przebacz, pani i kuzynko!
Słowom, które się z ust wydzierają,
Będąc silniejszemi niźli mówca!
Daruj, ale więcej jeszcze powiem:
Bywa, iż ci, co dziś ludźmi nie są,
Pewnego dnia i godziny pewnej
Właśnie że tylko oni zostają...
Od tła to zależąc, nie przedmiotu.
Gdy się tło odmienia, wraz i rzecz z niem.
HRABINA. (silnie) Mak-Yks! Ile zraniłam, przepraszam.
Uczyniła wyrazów pośpieszność
Sens, którego ani pomyśliłam...
MAK-YKS. Miałem ci, o pani, nie to mówić —
W innej treści i mało odwłocznej...

Lecz ot, pękło coś w toku myślenia,
I nie jestem już w stanie dodać nic.
MAGDALENA. Scenę zrobiliście lub robicie
Dla jednego błahego wyrazu,
Dla sposobu mówienia, na świecie
Przyjętego — — a który nie jest jej,
Wcale nie jej... zaręczam to panu.
— To jest wyrażenie niewłaściwe,
Mimowolnem przejmowane tchnieniem
Od ogólnej świata atmosfery,
Która bez nas naszą rządzi mową...
MAK-YKS. Panie! Ja szczerości nadużyłem,
Wyrzucając niewstrzymalne słowa,
I, jeżeli to słabość, że muszę,
Nie skończywszy rozmowy, stąd odejść,
To słabość ta jest tylko ma własna,
Osobista i nie należąca
Do «ogólnej atmosfery świata,
Która bez nas naszą rządzi mową!»
HRABINA. (silnie) Mak-Yks! Ja chcę... Przyjdź dzisiaj wieczór!
MAK-YKS. (ceremonjalnie) Pani — kuzynko moja — — zapewne.

(wychodzi)

HRABINA. Podaj mi kamforę i zegarek...
MAGDALENA. Zaskoczona zostałaś zdarzeniem,
Wychodzącem za porządek dzienny
I nie zanotowanem w książeczce —
Świat albowiem nasz jest coś podobnym
Do tych miernych artystów, co, ledwo
Wyrobiwszy parę charakterów,
Całą przyszłość sztuki chcą nakłonić
Do zamknięcia się w ich korporacji.
Utyskują, że Cezar Szekspira
Za wielki jest o głowę dla sceny;
Alić kto od drugich chce postępu,
Winien ciągle on sam postępować.
HRABINA. (niecierpliwie) Racz mnie nie zaprzątać... Czasu nie mam!