Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/431

Ta strona została przepisana.

Tak bardzo się czuję poniżoną...
Ani widzę, jak przeprosić zdołam
Gości moich... To wielkie nieszczęście!
SZELIGA. Niema nic w tem. Durejki pośpieszność
I konieczna forma...
HRABINA. Ah, Durejko!...
DZIEWECZKA. (wbiegając z salonu)
Nic zabawniejszego, jak panowie
Z powywracanemi kieszeniami!
Każdy składa w kapelusz drobnostki,
Które miał przy sobie — jak w grze fanty.
SĘDZINA. Bawić się nie trzeba tym widokiem,
Który pani Harrys jest niemiły.

(donośnie ku drzwiom)

Niech panienki pójdą admirować
Na werandzie bliski słońca zachód
I fijołków poszukają w trawie...


SCENA PIĄTA.
(Urzędnik policji, straż i Sędzia wchodzą z salonu)

URZĘDNIK. Jeszcze tylko pan Mak-Yks i koniec...
MAK-YKS. Ja się rewidować nie pozwalam!
SĘDZIA. Po nitce do kłębka dochodzimy...
MAK-YKS. Słowo moje wystarczać powinno,
Zwłaszcza, że nie grałem...
URZĘDNIK. Pan, co więcej,
Trzymałeś fanty —
MAK-YKS. Ja nie pozwalam!
SĘDZIA. (okrążając ręką ubiór Mak-Yksa) Zdaje się, że pistolet — — ostrożnie!
MAK-YKS Tylko jedną nabity kulą!
URZĘDNIK. (solennie) Dość!
Niech wnijdzie straż!
HRABINA. (wyciągając rękę z siedzenia)
Mak-Yks jest mój krewny...
MAK-YKS. (zimno) Krewny bardzo daleki.
SĘDZIA. (donośnie) Daleki.
URZĘDNIK. Szczegóły te są nam obojętne:
Nabita broń — w czasie poszukiwań —
A wpierw niepozwolenie rewizji —
Oto czego dotyka się urząd.
W imię prawa, pojmany pan jesteś.
HRABINA. (siedząc) Ależ, panie, jam nie pozwoliła!
Mnie się podobało zgubić pierścień...
URZĘDNIK. Ubliżeniem to domowi nie jest.
SĘDZIA. Pani raczy swę uwagę zwrócić,
Że tu dzieci z całej okolicy
Są przytomne — że w dzieci naturze
Leży mówić o zdarzeniach drobnych
A wybitnych, że stąd będzie powieść...
URZĘDNIK. (obojętnie i zabierając się do pisania) Powieść jest już!... Już osoby w mieście,
Które przyszły oglądać fajerwerk,
Zgotowany jawnie i będący
Dla dzieci jedynie utajonym,
Stojąc rzędem przed podmurzem willi,
Uważały straż miejską i urząd —
I zapewne domysły zwiększone
O niejasnem zdarzeniu się szerzą.
Niewstrzymalne są trafu następstwa,
My zaś to wytwornie znać musimy
Wprost z przyczyny naszych powinności.
SĘDZINA. Co najgorsza, skoro takie gadki
Nie miewają rozwikłania wątku,
Durejkowa, oh, takich nie cierpi...
Gadki, gadki, z których potem naraz
Osławienia powstają realne...

(pochylając się do Hrabiny)

Szczerem sercem to pani hrabinie
Przedstawuję, acz czułość podzielam.

(po chwili)

Splendor domu pewno umie cenić
Klementyna z Wylgiełłów Durejko...
W moralności również niepomiernie
Dozwalała sobie ona ćwiczeń,
Ochmistrzynią będąc pensji panien.
SĘDZIA. Ubliżeniem to nie jest domowi.
Tak powyżej brzmi w urzędu ustach.
Trzeba wszakże, by tu sędzia dodał:

(dając znaki gestami Hrabinie)

Że pojmany miewa obłęd... Jest to
Kazus[1], prawem przewidziany...
HRABINA. (machinalnie) Tak jest,
Krewny mój niekiedy obłęd cierpi...
MAK-YKS. (groźnie) Nigdy!... Wcale!... Uwłócząc mu zewsząd,
Niechże losy choć tyle zostawią,
Że warjatem nie jest!
— Skąd ten pozór?

(do Urzędnika)

Proszę błahych nie spisywać zeznań,
Zwłaszcza, iż gwałt na mej jest osobie
Popełnionym — i że względność taka
Może być na korzyść gwałcącego.
URZĘDNIK. W razie takim zeznanie to cofam.

(do Sędziego)

Nie widzę tu bowiem obłąkania.

  1. kazus (łac.) — przypadek.