PSYMACH. Bogdajby!...
PRACOWNIK. Mistrzu, jeszcze twojej tu osoby
Zbywa —
PSYMACH. (idąc za głosem, cofa się ze sceny) Kiedyż będę mógł zniknąć w dziele mojem!
KONDOR. (do Olimpa) Mędrzec taki gdy nasze potwierdza mniemania,
Uspokojonym czuję się o kraju dobro.
OLIMP. Wieści o wojnach mogą nie być bezzasadne,
Monarchini albowiem, co chce, zdołać może,
Będąc panią na wszechświat nieograniczoną.
Króle wszystkie swych posłów szła a szlą... Cóż z tego,
Choćby i wojna była?... Wojna zawsze gdzieś jest.
HER. (przez jedno z wewnętrznych wnijść wbiegając) Luby Kondor! Kolego, szczęsny Her cię wzywa...
Pójdź! Czy nie widzisz blasków na jego obliczu?
KONDOR. Świecącego coś baczę na policzkach obu!
HER. Żaden Orfeusz, kiedy swą lubą odnalazł,
Nie był olśniony tyle jej czarem, ilem ja.
Marzyłem zawsze spotkać gdzieś wielkiego męża!
Czułem zawsze, że półbóg istnieje... Wciąż śniłem
Bohatera po mojej myśli... I nareszcie
Stało się... Niech uściskam cię, Kondorze, ciebie,
Medyku, niechaj całą ucałuję ludzkość!
— Dziś pół dnia jak cień chodzę za wielkim człowiekiem.
Rozumiecie już wszystko!
KONDOR. Rozumiemy mało.
OLIMP. Arcyniewiele —
HER. Wszystkie nekropolitańskie
Międzysionki, chodniki, arkady przeszedłem,
Niewidzialny, daleki, patrzący na niego...
Jak cień...
...i tak znikliwy, jak cień...
Raz albowiem
Zatrzymał się i uszczknął różę, i piorunem
Obrócił się, wzdychając jak lew, a oczyma
Na pawilon królowej iskrząc...
Już mniemałem,
Że zoczył mnie! Lecz byłem szybszym i zwinniejszym
Od spłoszonego ptaszka. Wielki mąż nie dostrzegł,
Iż się napawam, patrząc nań, od blisko pół dnia...
Resztę wiecie!...
KONDOR. (do Olimpa) Zbyt albo niedość rzecz wyłuszcza...
HER. (w uniesieniu) Mamże wyrzec, że mężem tym, że tym półbogiem
Marek Antonjusz... wy zaś, że jesteście z drzewa,
Z cegły, niewypalonej słońcem... Czy wy wiecie,
Iż człowiek ten gdyby mi wskazał końcem palca
Sto legjonów, godzących w pierś mą, i powiedział:
«Zwalcz je!» — przez Herkulesa, zbiłbym sto legjonów
Albo ległbym i ziemię przeszyłbym nawylot.
Rzekłem! I dość...
MAREK ANTONJUSZ. (przybliżając się niezmienionym krokiem, kładzie rękę na ramieniu Hera) Czy możesz być liktorem?...
HER. Wszystkiem!
Dopókąd waszą czuję nad sobą prawicę.
MAREK ANTONJUSZ. Zapał nie jest naganną rzeczą.
Byłbym zdania,
Ażeby ludzie moi, których mam u boku,
Do suchego pioruna byli podobnymi,
Żebym, mówię, gdy gestem zagaję w powietrzu
Iskrę ciosu, mógł naraz gromami uderzyć.
Pallas moja jest taka!... Kunktatur nie lubię!...
Czy bawisz się trzeźwością?...