Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/570

Ta strona została przepisana.

może zajść coś ważnego... mam grać u generałowej — mam uczestniczyć w zamierzonej wycieczce w góry do Rzymskiego Mostu... Ty mię rozumiesz!»
I jeszcze głosem podziemnym dodał, zaciskając na oczy kapelusz: «Może coś ważnego zajść!... Do widzenia!...»
Lecz, skoro odbiegł na wiele kroków, przeskoczył je znów nagle z powrotem i, stanąwszy przy mnie, mówił:
— «Coby to znaczyć mogło, że ów hrabia X, podróżnik (do którego nie miałem nigdy sympatji), dziś u źródła rano przywitał mię ze szczególniejszą starannością? Czy nie mniemałbyś, że w tem coś leży? Naprzykład...»
— «Może w tem być dzień dobry, zwłaszcza, jeśli słowami onegoż nie wyraził» — odpowiedziałem.
Że niekoniecznie najłatwiejszemi i najprzyjemniejszemi dla mnie niewinnego i obojętnego bywały podobne przejścia, tego nie mam poco ukrywać. Lecz pojąć nie umiałbym, jak można nie mieć względów dla zakochanego, a na rogu ulicy dawać grosze ślepemu do kapelusza.
Innego razu, o bardzo pięknej nocy letniej i we wszystkich swoich wdziękach rozkołysanej, tak, że zaiste spać byłoby grubjaństwem, mając coś tyle uroczego przed oczyma, zjawił się u mnie nagle Oskar, mniej niż zwykle cichy i niepewny.
Niósł w ręku skrzypce, a u guzika miał różowy laur, świeżo uszczknięty.
— «Uważ», — rzekł mi — «kto do ciebie wchodzi: czyli to kwiat lauru, prowadząc za się człowieka, jak przecież może kwiat wnosić z sobą motyla, czyli to twój przyjaciel z laurem różowym u piersi?...»
— «Zgaduję», — odrzekłem — kto ci dał, Oskarze, te piękne liście...»
— «Tak!» — przerwał mi on namiętnie — «lecz posłuchać chciej, za co...»
I tu, wysunąwszy naprzód rękę lewą, na wyżynie strun utwierdzoną, rozpoczął:

«CZEMU?»[1]

Próżno będziesz się przeklinał i zwodził,
I wiarołomił zawzięciu własnemu —
Powrócisz do niej; będziesz w progi wchodził
I drżał, że może nie zastaniesz... Czemu?
Sam sobie będziesz lada słówkiem szkodził,
Niezrozumialnem prócz ciebie jednemu,
Będziesz się bez niej z nią kłócił i godził,
I wrócisz, wątpiąc, czy zastaniesz. — Czemu?...

Szczęśliwi przyjdą, jak na domiar złemu,
Kołem osiędą ją — chwilki nie będzie,
By westchnąć szczerze... Ach, czemu i czemu?
Przyszli szczęśliwi, rozparli się wszędzie,
Wszędzie usiedli z czołem rozjaśnionem,
Dom napełnili, stali się legjonem!?...

Wszystkich przeczekasz, to dwóch ci zostanie,
A trzeci jeszcze ma w progu pytanie
I, choć, pojrzawszy na zegar, się sroży,
Ty nawyknąłeś już nie ufać jemu...
Wróci, i pięknie kapelusz położy,
I rękawiczki jeszcze zdejmie — — Czemu?

Aż przyjdzie pora, gdy coś więcej znaczy
Wyjść — niż zatrzymać się po obojętnemu;
Wstaniesz i pójdziesz, kamienny z rozpaczy,
I nie zatrzymasz się, idąc precz... Czemu?

Lecz księżyc będzie, jak od wieków, niemy.
Żadna się z miejsca gwiazda nie poruszy,
I patrzeć będą oczyma szklistemi.
Jakby nie było w niebie żywej duszy,
Jakby nie spomniał nikt Miłosiernemu,
Że troszkę niżej tak wiele katuszy!
I że nikt Jego nie zapyta: «Czemu?»
————————————


Cicho, spokojnie i uważnie złożył muzyk skrzypce i smyk otarł, a potem dawszy mi wiadomość o zamierzonej na najbliższy ranek wycieczce do Mostu Rzymskiego i wysłuchawszy, że udziału w tem mojego przyrzec nie mogę dla przyczyny odwiedzin częstych u chorego kolegi, już wychodził, unosząc ze sobą skrzypce i laur, gdy nagle jeszcze powrócił i, do ucha się chyląc:

— «Ów» — mówił mi półgłosem — «ów podróżnik hrabia X, (do którego sympatji nie miewałem), ma swoje zalety towarzyskie. W rozmowie ogólnej podniósł kiedyś, że w kościołach pierwotnych udzielano sobie wzajemnego pocałowania braterskiego... Wyobraź, proszę zaszłe stąd kontrowersje!... Jedni albowiem chcą wznowienia tradycji, inni i inne — sekty

  1. Melodja ta, określona wierszem, była użyta dla prywatnych względów mniej trafnie, lecz stad ona jest wyjętą. (P. P.).