Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/620

Ta strona została przepisana.

— Czy się jeszcze zdarzą
Zburzenia takie, jak te, co tu spotykamy?
Czy ruin takich więcej zostanie po świecie? —
— Takich? Wątpię — całości ku temu nie mamy
Równie plastycznych[1]; wszakże, tychto ruin dziecię,
Tejże wynik oświaty niemniej kolosalny,
Naprzyklad naród cały skoro się obala,
Potężna jest ruina, zarys mniej widzialny.
Tu zmilkli; potem Marek rzekł:

— Przyszłość ocala,
Co jej potrzebne; naród żaden nie umiera,
Tak, jako człowiek — ciało tylko się otwiera,
Niby trumna — następnie duch, wedle zasługi.
Zstępuje lub wstępuje wyżej, albo niżej —
Cały ciąg przyrodzenia, ilekolwiek długi.
Służy ku temu — formy są, jak mnogość krzyży
Lżejszych lub cięższych — w roślin przechodzi formułę
Wegetujące martwe serce — więcej czułe
Przechodzi w formę ptaka, mniej czułe w minerał;
Jak żył duch, tak się będzie nareszcie ubierał —
Acz są i wyższe sfery.

— Tego nie czekałem! —
Wykrzyknie Wiesław. — Mówisz więc, że za pokutę
Duch się z właściwą sobie formułą i ciałem
Spotka w ciągu stworzenia, jako nuta w nutę?
Cóż mi to za pokuta? Harmonja skończona!
Jam myślał wprost przeciwnie: że forma rozstrzona,
Że duch nad ciało wzniesion i całowidzenie
Sił życia niepowrotne — że to jest cierpienie!
Gdy duch nad czasów gruzem, smętnie rozrzuconym,
Jest, jak ten oto księżyc, w górze zawieszonym
Nad bezharmonją ruin — i włóknem promieni
Nastraja ład i cierpi, że nie może siłą,
Jak za życia, oburącz chwycić tych kamieni,
By złożył je w świątynię — — I tak nad mogiłą
Samego siebie siada, lamentując póty,
Aż Bóg lub człek mu dogra niedogranej nuty.
Kmieć polski to opiewać zdaje się, gdy mniema,
Że ten lub ów spokoju człowiek zgasły nie ma
Dla tej lub tej przyczyny — że we śnie, na jawie,
W symbolicznej o pomoc kwestuje postawie —
I pokutuje.

Sztuka gdyby jeszcze była
Czuwającą, nie taką, jak ją widzisz, zgniła,
To winnaby w grobowcu wyświecać potrzebę
Zmarłego; dziedziczyłby syn po ojcu glebę,
Nie zaś one kolumny złamane, lub one
Trupie głowy. Cmentarze chrześcijan z tej przyczyny
Gorszą mię; codzień mówisz: w ciała zmartwychwstanie
Wierzymy — lecz cmentarze tak są opuszczone,
Takie bezmyślne, starogreckie gadaniny,
Pojęte źle, jonickie, korynckie płakanie,
W herbach ze średnich wieków, z krzyżem, jak z orderem,
Przypiętym gwałtem — wszystko wyraźnie nieszczerem:
Nałóg tylko, i nałóg, i lekceważenie
Życia lub śmierci, w mgliste ubrane westchnienie.
Z czego ani się dziwię, że metempsychozę[2]
Wykładasz mi, z Owida przełożywszy w prozę,
Bo, jeśli mniemać można, że dziś chrześcijanie
Niezbyt wierzą w uznane ciała zmartwychwstanie,
To nie dziw mi, iż wracasz w czasy Pytagora,
Platona i Owida, w tych rzeczach doktora.
— Wszakże ja — ciągnął Wiesław — widzę, iż to ciało
Nawet, jak uczy chemja, jest z głównej zasady,
Której sztucznie otrzymać nigdy się nie dało

  1. plastyczny (gr.), uwydatniający swą bryłowatość.
  2. metempsychoza (gr.) — wiara w pośmiertną wędrówkę dusz (t. j. przechodzenie duszy z jednego ciała w drugie).