Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/649

Ta strona została przepisana.

ny, nie przeto jednak istota jego z dnia na dzień całej swojej nie odmieniła treści, bo trzeba było nietylko dusze pojedyńcze do słowa objawionego chrztem powołać, ale i ducha narodu i ducha języka nową słowa potęgą uszlachetnić. A idąc tak za dziejami poezji i poetów losami i przeto obowiązki ich wyśledzając, doszliśmy aż do elementów, poprzedzających dzisiejszą epokę. Alić pojawiła się nam tu zaranna mgła, czy chmura i nie zadziwiło nas bynajmniej, że za takową tak nazwany bajronizm uważany jest, owszem, pocieszyło nas, że, ilekroć się z fałszywego wychodzi punktu, tylekroć i punkt dojścia nie może zadowolić. Jeżeli albowiem, przez tyle wieków krytykując, uwielbiając lub prześladując poetów, nie pytano się o ich obowiązki, jakże i ocenienie tak stanowczego zjawiska mogło być słuszne?
Tu, zaiste, że pora jest obrócić się do tych, o których powiada Byron: «Pocięci scyzorykiem, atramentem zlani» i dostroić, czem urywa strofę Juljusz Słowacki: «Chociaż mi serce pęka, śmiech mię bierze...»
Posiedzenie więc to miało być poświęcone wyłącznie Byronowi, wszelako, posłyszawszy, iż zdanie moje, że po niedzieli historycznej są przecież i poniedziałki historyczne i że nadzieja przeto, jakkolwiek spełniwszy się za przyjściem chrześcijaństwa, nie przestała jednakże być nadzieją, osatecznie zrozumianem nie było. Winien jestem naprzód to objaśnić.
Ja umyślnie unikam bezpośrednio religijnych subtelności, ale, jeżeli miałbym kogo gorszyć, to i owszem, gotów jestem się z tego wytłumaczyć, proszę tylko o wyłączną indulgencję[1] na minut dziesięć, dla przytoczenia anegdoty ze zdarzenia istnego wziętej, a która za wstęp mi posłuży do wykazania ciemności określeń moich, i do objaśnienia tezy, że nadzieja wieków nie przestała przecież za chrześcijaństwa nadzieją być, że znowu zeszła do dni powszednich swoich.
Kiedy podróżowałem po Polsce, byłem na górze Święto-Krzyskiej i ostatni benedyktyn pokazywał mi bibljotekę. Ze stosu zakurzonych foljałów podniósłszy książkę, dostrzegłem tytuł «O szlachetnem z zacnemi domy paragonowaniu»[2] to jest Manuel du bon ton du XV (Il) siècle[3]. W rozdziale, w którym uczono, jakie formy ma przybierać młody człowiek, starający się o rękę panny, ojciec jezuita radzi, aby młodzieniec, wchodząc do komnaty gdzie są antenatów wizerunki, do żadnej figury malowanej tyłem się lub bokiem nie obrócił. Posądzają jezuitów o chytrość, i przebiegłość: tu widna, że i owszem, najszczerzej autor rzecz określił, gdyż, im ród szlachetniejszy, tem więcej wizerunków, tak dalece, że nareszcie do arcystarożytnego rodu wcale bez obrazy wejść nie można, ludzką mając ciała budowę. Takie same jest właśnie położenie i każdego pisarza, skoro głos podnosi w społeczeństwie, które nie mogło się ustrzec ekstremów, chociażby one najszanowniejszemi były. Wobec osób historycznego znaczenia objawiający publicznie zdanie swoje stawa zaraz w pozycji owego młodzieńca — pozycji niejasnej, a w której przeto bardzo łatwo niejasnego użyć wyrażenia.
Jeden z historyków francuskich napisał te słowa: «Przedwieczny wciąż historję pisze i żadnemu ludowi jej nie zbraknie, dopóki są białe karty, na których pisać można» — bez tych to kart białych słowo traci wartość swoją pierworodną i przyrodzoną, a mianowicie odrodzalną. Po tym wstępie wracam do tezy naszej.

Nadzieja, mimo zwycięstwa na Golgocie odnadzieja się nieraz napowrót, to zwycięstwo albowiem bynajmniej nas od prac i od obowiązków nie uwolniło, skąd jest też wiele do walczenia we dnie powszednie nadziei, chociażby dlatego tylko, że z pogaństwem się ciągle spotykamy, bo znów przez 19 wieków nagromadzały się i nagromadziły żywioły barbarzyństwa. Nieraz przecież jeszcze chrześcijański trup kładzie się od chrześcijańskiego miecza tysiącami i pytanie jest, czy nie jak gladjatorowie raczej dla uciechy patrzących walczymy, a nie wiemy czy na via crucis[4] idziemy! Nie trzebaż to nam jeszcze filozofję uczłowieczyć, politykę i ekonomię uchrześcijanić, praktyki religijne odserdecznić choćby w nas samych, salonowe formy uprostodusznić, a rubaszność gminną wznieść nad poziom! Jeszcze przecież w postępie pogwałconym lub opóźnionym jakby antropofagi[5] spychamy starców, a młodzieńcom dostępu nie dajemy, jeszcze bibułą drukowaną zaklejamy sobie oczy, a słowa natury i liter, palcem pisanych bożym, czytać zaniechaliśmy. Jeszcze ja sam widziałem, jak czcionkami ołowianemi strzelby nabijano na bratobójczy okrzyk, ale karty narodów rozcinano

  1. indulgencja (łac.) — pobłażliwość.
  2. paragonizować (gr.) — współzawodniczyć, iść w zawody.
  3. (fr.) Podręcznik dobrego tonu w XV wieku.
  4. (łac.) droga krzyża.
  5. antropofagi (gr.) — ludożercy.