Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/237

Ta strona została przepisana.

Bo zginiesz luby... nie... razem zginiemy,
Ale ty zginiesz także gdy ja zginę...
Więc nie chcę zginąć, abyś ty nie zginął.
Przynajmniéj dzisiaj nie chodź tam wieczorem,
       255 Przynajmniéj dzisiaj nie chodź tam... ja każę...

GRABIEC.

A któż ty jesteś co każesz?

GOPLANA.

Królowa!
Królowa fali Goplana.

GRABIEC.

Ej!... w nogi!
Jezus Marya! a tom popadł w biedę,
Szatana żona chce być moją żoną.

(Grabiec ucieka.)
GOPLANA. (sama.)

       260 Niech słońce gaśnie! niechaj gwiazdy toną,
W bezdrożne niebo! niechaj róże więdną!
Co mi po słońcu, po gwiazdach, po kwiatach.
Wolę je stracić niż kochanka stracić.
Co mam potęgi, co nadprzyrodzonéj
Siły nad światem; to obrócę na to
       265 Aby to serce podbić i mieć mojém...
Skierko! Chochliku!....

(Skierka przybiega.)

Czy słyszałeś Skierko
Moją rozmowę z kochankiem? aniołem?

SKIERKA.

Nie karz... ciekawość... szczera moja skrucha.
       270 Biały powoju kwiatek uszczyknąłem
I końcem różka włożywszy do ucha
Słyszałem... przez kwiat...

GOPLANA.

Gdzie Chochlik?