Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/242

Ta strona została przepisana.
BALLADYNA. (biegnąc od okna.)

       50 Ach lampę zaświeć... ach lampę... co żywo...
O gdzie mój grzebień?

(Słychać pukanie do drzwi.)
WDOWA.

Cóż to?... co?... ktoś puka...
Otwórz Balladyno...

BALLADYNA.

Niech siostra otworzy...

WDOWA.

Prędzéj otwórzcie... ktoś do chaty stuka.

ALINA.

Ach ja się boję...

WDOWA.

Niech wszelki duch Boży
       55 Boga wychwala... ja odemknę chatę...

(patrzy przez dziurkę od klucza.)

O jakie stroje złocisto bogate.

(otwiera.)

Czy w imie Boga?...

(Kirkor wchodzi.)
KIRKOR.

Tak, z Boga imieniem.
Proszę wybaczyć, ale nad strumieniem
Mostek pod mojém załamał się kołem,
Szukam schronienia...

WDOWA.

       60 Proszę po za stołem
Mój królewicu siadać — proszę siadać.
Chata uboga — raczyłeś powiadać
Że powóz... O! to nieszczęście! — Dziewczęta!
To moje córki jasny królewicu —
       65 A to już dawno człowiek nie pamięta
Takich przypadków, chyba przy xiężycu
Młynarz co jechał przeszłéj wiosny.