A cień blady
Nieraz tam błądzi gdzie zwieszone smutnie
Nad grobowcami brzozy jako lutnie,
60
Od słowikowéj trącane gromady,
Płaczą i szumią listkowemi struny.
Nieraz ją srebrno uplączą piołuny,
Nieraz rozkwitły zatrzyma bławatek;
Nieraz jak dziecko staje — i westchnieniem
65
Zdmucha cykoryi opuszony kwiatek.
Ciało jéj leży pod zimnym kamieniem;
Duch na promykach xiężycowych pływa,
I nieraz płocho te kwiatki obrywa,
Co każdym listkiem liczą szczęścia chwile.
70
Ale powiedz starcze... więc ludzie w mogile
Marzą o szczęściu?...
Umrzyj, to się dowiesz.
A jeśli wrócisz z grobu, to opowiesz
O tych marzeniach sumnieniem zbrodniarzy;
A może będą spali cicho w łożu...
75
Pójdę... i stanę na leśném rozdrożu.
Jeżeli jaka jaszczurka zielona
Pobiegnie w prawo, to w grobie się marzy...
Jeśli na lewo... to człowiek — nic — kona
I nie śni...
Ileż rodzajów nędzarzy
80
Na biédnym świecie — ziemia, to szalona
Matka szalonych — któż to znowu?
Kto ty?...
Pani z bliskiego zamku.