Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/322

Ta strona została przepisana.

       65 Tak, tak, tak trzeba mój rycerzu chrobry
Czcić starą matkę — Czy to ja uprzędę
Piękniejszą sobie suknię z pajęczyny?
To wina mojéj kwoczki Balladyny
Że ja w łachmanach, rada, czy nie rada.
       70 Niech się nie dziwi żaden z was acanów
Że ot

(pokazując na suknie)

nie złoto, lecz kilka łachmanów
Ze starych kości, na proszek opada;
Proszę wybaczyć córce mojéj...

BALLADYNA.

Piekło!
Jak tu wpuszczono tę żebraczkę wściekłą?
       75 Powiedz jak weszłaś do złotych pokoi?
Ja ciebie nie znam...

WDOWA.

O! święci anieli!
Nie znasz?... ty matki nie znasz? matki twojéj?

GRABIEC.

Cha! cha! cha — uszy królewskie weseli
Taki rozhowor...

WDOWA.

Powtórz córko, śmieléj,
       80 Ty matki nie znasz? twojéj własnéj matki.

BALLADYNA.

Czy wy ją znacie panowie? powiedźcie
Co to za wiedźma?

WDOWA.

Świećcie mi! ach świećcie
Niebieskie gwiazdy! — Wy mi bądźcie świadki
Jeśli z was który ojcem?... O ty jędzo!
       85 Ach okropnico córko! to ja ciebie
Nie znam.

BALLADYNA (do Kostryna.)

Każ, niech ją za wrota przepędzą,
Szczeka za głośno.