Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T2.djvu/357

Ta strona została przepisana.

A na nim wisząc na śnieżne ramiona
Mglista niewiasta.

KANCLERZ.

I wszystko widziały
Twe własne oczy przemądry Wawelu?

WAWEL.

       30 Nie ja widziałem lecz widziało wielu;
Mogę przyświadczyć na rzecz z mego czasu.

PAŹ.

Ja sam widziałem z Goplańskiego lasu,
Za żórawiami lecącą dziewczynę.
Ta na ostatnią orszaku ptaszynę
       35 Padając, białe zawiązała rączki
Za szyję ptaka; a głową do ziemi
Sypała włosów rozwite obrączki
Jasne jak słońce, i tak na warkoczu
Gdy promieniami rozwiał się złotemi
Leżała płynąc.

KANCLERZ.

       40 Trzeba dziecka oczu
Aby na szmatach niebieskiego płótna
Obraz widziały.

(Sciemnia się jak przed burzą.)
PIERWSZY Z PANÓW.

Co to? ciemność smutna
Na tron upadła, i nam na oblicza;
Jak zaćmionego słońca tajemnicza
       45 Zieloność — bladzi staniemy przed panią.

KILKU.

Okropna ciemność.

(Wchodzi strażnik z wieży.)
STRAŻNIK.

Nad blaszaną banią
Królewskich zamków, skąd w niebo wytryska
Igła złocona, okropne chmurzyska
W koło się czarnym owinęły wiankiem,