Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/151

Ta strona została przepisana.

Ani pod głową poduszka
Nie słyszą jednego słowa.

RABIN.

A czy żadna inna głowa
O tém nie wie?

KOSAKOWSKI.

Żadna inna.

RABIN.

Nu! to moja będzie winna        1035
Albo pańska, jeśli o tém
Kto na powietrzu zagada.

KOSAKOWSKI.

Zaraz mi przychodź ze złotem.

(żyd wychodzi.)

Jaki mi na serce spada
Kamień! — Cudzy pieniądz biorę;        1040
Skrypt na Potockich pisany.
I w złocie kradzioném piorę
Brudny honor mój karciany.
Groszów pnblicznych grabieżą
Przeszłe me opłacam długi.        1045
Zabiłbym gdyby kto drugi —
Lecz sam to nazwę — kradzieżą.

Wchodzi RABIN z pieniądzmi i uderza go po ramieniu.

Kto to jest?

RABIN.

Nu — Rabin Panie
Z pieniądzami nie miéj strachu...
Chodźmy do stancji na dachu        1050
Liczyć... póki w skarbie stanie...

(wychodzą oba.)
Wchodzi JUDYTA I JOZAFAT.
JUDYT.

Chłopaku, chrześcijaninie,
Zapal mi prosze latarnie,