Strona:PL Dziecie elfów Polny Kwiatek 016.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

kowi, on na to z wysokości już patrzeć nie może.
Słysząc to, kwiatek posmutniał zupełnie, — zapomniał o słoneczku, o błękitnem niebie, miłym wietrzyku i trawce zielonej, o niczem myśleć nie mógł, tylko o skowronku. — Biedny, o, biedny ptaszek! I jak mu dopomódz? Jak mu osłodzić dolę?
Nic, nic nie mógł wymyślić kwiatek polny, i było mu tak smutno, jak więźniowi w klatce.
Tymczasem wyszło z ogrodu dwóch chłopców; jeden z nich miał w ręku duży nóż błyszczący, podobny do tego, którym dziewczynka wczoraj ścięła tulipany. Zatrzymali się niedaleko rowu i zaczęli rozmawiać:
— Tutaj jest bardzo piękny kawałek murawy dla skowronka — rzekł jeden i pochylił się, aby wyciąć nożem czworokątny zielony kobierczyk. Polny kwiatek stał zdziwiony w pośrodku tego kwadratu.
— Wyrwij ten kwiatek — odezwał się drugi.
Zadrżał kwiatek: ma umrzeć? On żyć teraz pragnie, żeby razem z murawą dostać się do klatki uwięzionego ptaszka.
— Nie trzeba — odparł pierwszy — bardzo tu z nim ładnie, niechaj sobie zostanie.
I został kwiatek polny wśród zielonej trawy, którą wysłano klatkę niewolnika.
Biedny ptaszek uskarżał się ciągle na krzywdę, wołał, aby mu zwrócono swobodę, bił skrzydełkami o żelazne pręty ozdobnej klatki. Kwiatek patrzał na to, lecz mówić nie mógł, nie umiał pocieszać przyjaciela.
Tak pół dnia upłynęło.
— Wody tutaj niema — zaczął się skarżyć ptaszek. — Ani kropli wody! Wszyscy sobie poszli i nie zostawili mi nawet czystej wody na ochłodę. W gardle mi zaschło, czuję ogień w piersi, brak mi powietrza, oddychać nie mogę, — duszno, — umieram. O, jak smutno żegnać ciepłe i jasne słońce, świeżą trawkę i cały świat piękny, szczęśliwy, który Bóg stworzył! Niedobrzy są ludzie!
Usiadł na spodzie klatki, na murawie, aby ochłodzić trochę rozpalone ciało na świeżej, wilgotnej trawce. Wtem spostrzegł polny kwiatek. Uśmiechnął się do niego i gorącym dzióbkiem dotknął srebrzystych i chłodnych płateczków.
— I ty uschniesz w niewoli, biedaku — rzekł smutnie. — Ciebie i ten mały kawałek murawy dano mi za świat cały odebrany. Ale czyż mi zastąpisz, ty kwiateczku mały, wszystkie łąki pachnące? Patrząc na ciebie, widzę tylko coraz lepiej, jak wiele miałem, jak wiele straciłem!
— Ach, żebym mógł go pocieszyć choć słówkiem — myślał kwiat polny — ale nie mógł nawet poruszyć żadnym płatkiem swej korony. Tylko zapachem, silniejszym niż zwykle, wyrażał najserdeczniejsze współczucie. Zauważył to ptaszek, i chociaż dręczony pragnieniem skubał zieloną trawkę i łamał wilgotne ździebełka, nie dotknął jednak kwiatka.