Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom II 198.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nowego zegara. I wówczas — na okamgnienie wszystko nieruchomiało — wszystko milkło, prócz głosu zegara. Zmory stygły, drętwiały w swych ruchach.
Lecz oto — echa kurantów zamierały — ich śpiew trwał jeno chwilę — i zaledwo pierzchły, a już skrzydlaty i niedotłumiony śmieszek trzepotał się wszędy. I znowu grzmiała kapela, i ożywiały się zmory — i kurczyły się w tak wesołych podrygach, jak nigdy, przyswajając sobie barwy okien, po przez które strumienił się pożar trójnogów.
Lecz żadna z masek nie śmiała już zabłąkać się do komnaty, która tkwiła tam — na samym zachodzie, — noc się bowiem zbliżała, i wzmożone w swej czerwieni światło napływało od przekrwionych szyb, a kruczość żałobnych draperyi nabrała grozy. I dla śmiałka, który dotknął stopą żałobnych dywanów, zegar hebanowy rozbrzmiewał cięższym i uroczyściej potężnym śpiewem kurantów, niźli dla uszu masek, wirujących w beztroskiej oddali pozostałych komnat.
Komnaty owe roiły się od ludzi i życie tętniło w nich gorączkowem wrzeniem. Wir wesela trwał nieustannie, aż wreszcie