Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom I 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ściom. Wszakże od chwili powstania myśl ta przebywała we mnie dniem i nocą. Przedmiot? Myśl była bez przedmiotu. Była pozbyta wszelkiej namiętności.
Lubiłem poczciwego starucha. Nigdy mi nic złego nie uczynił. Nigdy mnie nie uraził. Nie pożądałem zgoła jego złota. Przypuszczenia moje dotyczą raczej jego oka... Tak, to było to! Miał jedno oko podobne do sępiego — oko płowo-niebieskie, bielmem przysłonięte. Ilekroć to oko zwracało się ku mnie, tylekroć krew we mnie stygła, i oto — zwolna — stopniowo — uknuła mi się w głowie zachcianka odebrania starcowi życia, aby w ten sposób raz na zawsze uwolnić się od jego oka.
Otóż właśnie, tu tkwi sęk! Sądzicie mnie szalonym. Szaleni nie wiedzą nic a nic. Gdybyście mogli jednak podpatrzeć, jak sprawnie działałem! — jak ostrożnie, jak zapobiegliwie, jak przebiegle zakrzątnąłem się dokoła mej roboty! Nigdy nie byłem dla starucha tak uprzejmy, jak w ciągu całego tygodnia, który poprzedzał spełnienie morderstwa. I co noc — około północy — pokręcałem zasuwę jego drzwi — i otwierałem je — o, jakże bezszmernie! I w chwili, gdym