Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom I 123.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzin — od szeregu — być może — dni jąłem myśleć. Przyszło mi do głowy, że taśma, czy też pas, który mię okalał, był jednolity. Krępował mię sznur z jednego motka. Jedno ukąszenie brzytwy półksiężyca w bylejakiem miejscu pasa — winno było rozluźnić go o tyle, że zyskałbym możność odmotania go do reszty z mego ciała lewą dłonią.
Ileż grozy w tym razie miała pobliskość ostrza! Jakże śmiertelnem w swych skutkach było najlżejsze drgnięcie! Czyliż istniało zresztą prawdopodobieństwo, ażeby braciszkowie-oprawcy nie przewidzieli i nie zapobiegli owej możliwości? I czyż można się było spodziewać, ażeby więzy przekreślały mi pierś w kierunku ruchów wahadła?
Drżąc na myśl o zawiedzionej, aczkolwiek wątłej i prawdopodobnie ostatniej nadziei, dźwignąłem głowę do tyla wzwyż, że ujrzałem wyraźnie moje piersi. Pas ściśle spowijał mi członki i kibić we wszystkich kierunkach, prócz drogi, wytkniętej zabójczemu półksiężycowi.
Zaledwie przywróciłem głowie położenie pierwotne, gdy nagle uczułem rozbłysk