Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom I 136.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

morzu — czarne skrzydliska Dżumy rozpostarły się bezbrzeżnie. Nie uszło wszakże uwagi tych, którzy są gwiazd świadomi, że pozór nieba zapowiada klęskę, a — między inymi — ja, Grek — Ojnos, widziałem, jak na dłoni, żeśmy drogą powrotu dotarli wstecz do roku siedemset dziewięćdziesiątego czwartego, gdy — w pobliżu gwiazdozbioru Barana — planeta Jowisz zderza się ze szkarłatnym pierścieńcem straszliwego Saturna. Tym a tym właśnie potęgom niebios, jeśli się nie mylę zasadniczo, dano było okazać swą przemoc nie tylko na widomej skorupie ziemskiej, lecz i na duszach, myślach i zadumach ludzkich. Pewnej nocy, siedmiu nas było, we wnętrzu dostojnego zamczyska, w posępnym grodzie, zwanym — Ptolemaida, — a zasiedliśmy kołem kilka butli purpurowego wina z Chios'u. I nie miała komnata nasza innego wejścia, okrom jedynych wysokich drzwi ze spiżu, a kształtował te drzwi mistrz Korinnos, rzadkiem bo były dziełem rąk ludzkich, zamknięte zasię od wewnątrz. Zarówno — czarne kotary, stróżujące tej komnacie melancholijnej, oszczędzały nam widoku księżyca, gwiazd żałobnych i ulic wylud-