Których słodkim było losem
Wciąż królowi nucić śpiew —
Ponad wszystko cudnym głosem —
Wiedzy ludów niosąc siew.
Aż ci naraz w czarnych szatach
Spadła chmura klęsk obfita:
Płacz, bo nigdy złota zorza
Już nad zamkiem nie zaświta.
I ów pałac, co jaśnieje
Dotąd chwałą — w mroki padł —
I straszliwe jakieś dzieje
Z niepamiętnych dźwiga lat.
A wędrowcy dziś w dolinie
Przez dwa okna krwią płonące
Widzą kształty rozdźwięczone
Fantastycznie kołujące —
I, jak rzeki wir szalonej,
Rój zgrzytliwych płynie ech —
Po przez wrota — wykrzywiony
Bez uśmiechu w wieczny śmiech.
Przypominam sobie bardzo dokładnie, że nastrój, wywołany baladą, pchnął nas w odmęt myśli, w którego zakresie zaznaczył się pewien pogląd Usher'a. Przytaczam go nie tyle dla jego nowości, — i in-