Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/025

Ta strona została przepisana.

niedbywana. Z siostrą najchętniej zawsze po polsku rozmawiała i polskich książek najwięcej czytywała.
Kiedy miała lat dziesięć, oddano ją na pensyę. Program szkolny, jak we wszystkich ówczesnych zakładach żeńskich, tak i u pp. Sakramentek, był nadzwyczaj szczupły, a sposób traktowania nauki — powierzchowny. Największy nacisk kładziono na naukę dwu języków cudzoziemskich i muzyki. Dwie bony: Niemka, p. Stephen i Francuzka, p. Marchland, dozorujące aktów ubierania się i rozbierania pensyonarek i znajdujące się co chwila na różnych punktach pensyi, miały za zadanie pilnować, francuskiej i niemieckiej rozmowy. Pensyonarki obowiązane były mówić dzień po francuzku i dzień po niemiecku. Za niespełnienie tego obowiązku była nawet kara w postaci zawieszającego się na szyi języka z czerwonego sukna. W klasach przepis ten spełniano dość pilnie, ale po za lekcyami, na korytarzach i dziedzińcach, gdy zwłaszcza uczennice rozbawiły się i rozswawoliły, żadna siła nie zdołała już zmusić ich do mówienia inaczej, niż po polsku. Bony, nauczycielki i sama mistrzyny gderały i nawoływały do innego mówienia, czerwony język z szyi na szyję przelatywał, a pensyonarki wciąż trzepały i hałasowały po polsku. Często też dawano im z tem pokój i zmyślano głuchotę, dopóki nie zamknęły się za niemi drzwi klas, w których niepodobna już było uniknąć francuszczyzny i niemczyzny. Jak gdzieindziej, tak i tu powtarzał się objaw znamienny: pierwszego języka używały uczennice z łatwością i chętnie, drugiego — z trudnością i tylko z musu. Było to ogólne. Starszyzna szkolna utrzymywała nawet, że w dnie niemieckie klasy były daleko cichsze; istotnie mówiono znacznie mniej, byleby uniknąć niemczyzny. Oprócz bon byli oczywiście nauczyciele języków, wykładający je w klasach; francuskiego dawał Leroux, niemieckiego Caro.