Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/044

Ta strona została przepisana.

szczony w połowie roku 1866, dwu numerach „Tygodnika Ilustrowanego,“ który od początku jego wychodzenia stale prenumerowała. Kreślony ręką jeszcze bardzo niepewną, nie przedstawiał wcale drgających życiem postaci, nie odtwarzał scen dobrze i szczegółowo zaobserwowanych, a chociaż w jednym drobnym szczególe, w częstowaniu zacierką kochanka i w przedstawieniu apetytu tegoż, poznać już było można umysł skłaniający się do realizmu, to w całości roboty widać pozostawanie pod wpływem poprzedników krajowych na polu powieściowem, oraz nieśmiałość i brak wprawy w posługiwaniu się materyałem. Autorka nie opowiada tego, co sama widziała, lecz to, o czem „niegdyś“ zasłyszała. Istotnie datę wypadku bolesnego, który przedstawiła, przenosi w czasy, w których na wsi wcale nie była (1854—6) i w okolice dokładniej nie oznaczone, a o tyle tylko scharakteryzowane, że w nich mieszkał lud rusiński. Chociaż wówczas, gdy swój obrazek kreśliła, lud już był uwłaszczony, cofa się w lata pańszczyzniane, ażeby historya Wasyla i Hanki jaskrawiej odbić się mogła i do serca czytelników przemówić. Bo autorce istotnie chodzi głównie o wywarcie wrażenia, o obudzenie spółczucia dla pracowitych, biednych, nieszczęśliwych wieśniaków. Posługuje się chętnie retorycznymi zwrotami i pewną uroczystością tonu, lub też gryzącym sarkazmem, byleby cel zamierzony osiągnąć. Od początku do końca trzyma niejako i głowę i serce czytelnika na uwięzi, nie samym tylko obrazem stosunków, lecz także namiętnemi odezwami. Oto zagajenie, bardzo znamienne, które, przybierając rozmaite kształty, powtarzać się będzie przez długie lata w powieściach Orzeszkowej:
„Posłuchajcie, piękni panowie i panie, opowiem wam króciuchną powiastkę.