Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/087

Ta strona została przepisana.

Kulesza nagle żuć przestał i, wytrzeszczonemi oczami na żonę patrząc, prawie ze złością sarknął:
— Teofila głupstwa gada...
Składając na stole małe, ciemne ręce, kobieta monotonnym trochę, jękliwym głosikiem prawiła dalej:
— Floryan mówi, że ja głupstwa gadam, a sam nie bardzo mądry, bo przecież powinien wiedzieć, że co szlachcianka, to szlachcianka, a co chłop, to chłop...
Zawzięcie teraz jedząc, mruknął tylko:
— Babskie bzdurstwa!
— Bynajmniej nie babskie — odrzucila kobieta — bo to właśnie mężczyzna, brat jej, osobliwie temu małżeństwu na przeszkodzie staje! Bardzo, słyszę, ambitny i nie chce, żeby jego siostra pomiędzy chłopami poniewierała się. I szwagrów ona ma i innych tam krewnych, którzy także nie chcą...
— Osły, bałwany, barany! — z ust pełnych jedzenia i aż przewracając oczami z gniewu, wyrzucił Kulesza.
— Floryan mówi: osły, bałwany, barany, a ja mówię, iż tak już widać Pan Bóg ustanowił, że co szlachcianka, to szlachcianka, a co chłop, to chłop...
Kulesza łyżkę na talerzu położył, dłonie na kolanach wsparł, a z twarzy mu widać było, że złość się w nim zagotowała.
— Teofila jest gęś... zaczął, lecz nagle ochłonął z gniewu i z wpół pogardliwą, a wpół wesołą filuternością na nią patrzał. Nachylił się potem i prawie do samego jej ucha szepnął:
— A jakżeby to było z Awrelką? a? Czemuż to Teofila tylko co mówiła: szkoda! a? Czemuż to życzyła, aby te zaręczyny były pajęczyny? a?
Zmieszała się ogromnie; małemi oczkami zamigotała, małym, zadartym noskiem czmychnęła; nie wiedziała jakim sposobem sprzeczność swoich społecznych wyobrażeń ze swojemi uczuciami pogodzić. Po chwilowem