Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/235

Ta strona została przepisana.

Może chory? Może jeszcze wszystkiego między nami za skończone nie uważa? Czy bardzo rozgniewany?
Końcowa ramionami wzruszyła i rozłożyła ręce.
— Ani ja go widziałam, ani ja o nim słyszałam, ani mnie nawet w głowie postało dowiadywać się o niego. Bo i po co już teraz dowiadywać się, kiedy on cudzym dla nas jest i cudzym na zawsze pozostanie, a może jeszcze i wrogiem.
— Może on czyim wrogiem jest, ale pewno nie moim — sarknęła Salusia, a potem, siostrę ramieniem obejmując i w twarz jej zaglądając, z umizgiem zaszeptała:
— Prawdę mówisz, Anulka? a? prawdę mówisz? Nie widziałaś? nie słyszałaś? Moja najdroższa, moja ty miła, moja ty złotna, powiedz prawdę, powiedz!
Końcowa zżymnęła się.
— A odczepże się ty odemnie ze swojemi głupiemi zapytaniami i proszeniami! Co ja ci gadać będę? Nie widziałam, nie słyszałam, nie dowiadywałam się — i tyle! A i tobie już nie wczas dowiadywać się o niego, kiedy za dwa dni ślub z drugim będziesz brała...
Salusia wstała, z opuszczonemi rękoma do sieni wyszła i tam, jak słup stanąwszy, z oczami w ziemię wlepionemi szeptała:
— Jak kamień do wody... jak kamień do wody!...
Miała takie uczucie jakby teraz, teraz dopiero, gdy Końcowa żadnem słowem i żadną wieścią nie zawiązała na nowo starganej pomiędzy nimi nici, nić ta zerwała się ostatecznie i już na zawsze. Jeżeli od niej niczego nie dowiedziała się o Jerzym, to już od nikogo nie usłyszy o nim nigdy... nigdy... nigdy! Jak kamień do wody wpadł i przepadł! Żyje kędyś na świecie, chodzi, mówi, pracuje, może kiedy z drugą szczęśliwy będzie, ale dla niej — jak kamień do wody wpadł! Przepadł!
Dotąd, głucho i dla niej samej nie zupełnie świadomie tlała w niej była myśl, że jeśli Jerzy przez Końcową prześle jej jakie słowa prośby, żalu, choćby naj-