Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zwykła to rzecz u suchotników, że ranek przynosi im ulgę, a wieczór zwiększone cierpienie, nie zmieniając obojętnego tonu, rzekł Kajetan Orchowski.
Pani Leontyna westchnęła.
Spodziewam się, zaczęła znowu, że nie poczytujesz za złe mnie ani Lili, jeśli nie przebywamy z tobą ciągle. Ja jestem także cierpiącą bardzo. Widok twéj choroby rozstraja mi nerwy i wprawia uczucia w stan rozdrażnienia, którego dusza chrześcijańska i zrezygnowana unikać powinna. Lila znowu jest, jak wiesz, tak szczupła, delikatna..... a w wieku jéj... pewne choroby najłatwiej udzielać się mogą.
— Wiem, wiem, — wymówił mężczyzna z tą samą co wprzód zupełną obojętnością, ale wyraz oczu jego zaprzeczył tym razem dźwiękowi głosu.
Oczy te, blade i zmęczone, obiegły do koła mroczną, posępną, nieożywionemi tylko przedmiotami napełnioną komnatę i powlekły się szybko powieką, jakby skryć chciały iskrę żalu, co w nich zapłonęła. Po chwili, kończąc głośno myśl, która powstała mu w głowie, powoli i ciszej niż wprzódy wymówił:
— Nie uskarżam się na nic i o nic nie obwiniam nikogo. Wszak wierzę, że wszystko co spotyka człowieka jest następstwem całego ciągu jego życia, jest własnem jego dziełem...
— Wolą Bożą, — cichym lecz stanowczym głosem przerwała pani Leontyna.
— Wola Boga nie jest wolą despoty. Stworzyła ona świat i człowieka tak, aby żaden skutek nie powstawał bez przyczyny i żadna przyczyna nié przemijała bez skutku.
Parę zdań tych Kajetan Orchowski wymówił tonem urywanym, lecz dobitnym.