Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niéma żadnéj potrzeby aby Lila widywała wnętrza chat włościańskich, przerwała pani domu; żyć przecież z tymi ludźmi nigdy nie będzie, a bardzo łatwo spotkać się tam może z nieprzyzwoitemi jakiemi widowiskami, z jaką zaraźliwą wreszcie chorobą... Poco te niepotrzebne sentymentalizmy? Jeżeli człowiek biédny, potrzebujący wsparcia, przyjdzie tu, do dworu, pierwsza mówię zawsze córce mojéj, aby mu udzieliła jałmużnę; ale peregrynacye do brudnych chat chłopskich nie są dla niéj ani stosowne, ani potrzebne.
Guwernantka milczała; pierś jéj zaczęła prędzéj oddychać niż zwykle, ale usta były zamknięte. Pani Leontyna powiodła spojrzeniem po książkach, stół okrywających i jakby od niechcenia roztworzyła jednę z nich. Roztworzyła, spojrzała, oczy w górę wzniosła, książkę z nadzwyczajnym pośpiechem zamknęła i głosem stłumionym, zdumienie i wstręt wyrażającym, zawołała: „och!.”
Wykrzyknik ten wywołały dwa rysunki, jakie w książce roztworzonéj napotkała. Jeden z nich przedstawiał skielet zwierzęcia jakiegoś, konia czy wołu, drugi część wnętrzności tegoż zwierzęcia.
— Jaka to książka? zapytała po chwili osłupienia i czarne swe oczy, błyszczące w téj chwili oburzeniem, spuściła z górnych stref na twarz nauczycielki.
— Jest-to, pani, popularny wykład zoologii.
Ależ to nieprzyzwoite! to odrażające! Widoki podobne zabijają w kobiécie dobry gust, poczucie wstydu i delikatności! Z prawdziwym żalem widzę że panna Michalina znajduje się na złéj, na bardzo złéj drodze. Mam jednak nadzieję, że zechcesz pani osobiste swe usposobienia usunąć na stronę, a kierować się w edukacyi Lili mojemi życzeniami.