Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/118

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! z niezwykłą sobie żywością przerwała Michalina, nie myśl pan tylko nic złego o stryju moim... jest on dla mnie bardzo dobrym: wychował mię.... stara matka moja znajduje u niego dach i kawałek chleba; — ale jak pan wiesz, sam jest dalekim od zamożności, dzieci ma kilkoro, a w mieście z tak liczną rodziną utrzymać się bardzo trudno. Byłabym im ciężarem...
Mieczysław stał przez chwilę zamyślony.
— A! zawołał, uderzając się dłonią po czole, zdaje się że będę mógł służyć pani.... Słyszałem... odbiło się coś o uszy moje, że państwo Łozowiczowie z Łozowéj starają się o nauczycielkę dla swych dzieci.
I znowu rumieniec, lubo słabszy niż wprzódy, okrył zmięszaną nagle twarz Michaliny.
— Państwo Łozowiczowie? rzekła zwolna — ci sami zapewne, w których domu mieszka brat mój Paweł Szyłło..
— A więc pan Paweł jest bratem pani? widziałem go parę razy w Łozowéj, ale z blizka nie znam, bo u Łozowiczów bywam rzadko...
Wiadomość o tém, że ów pan Paweł jest bratem młodej nauczycielki, zmieszała też widocznie i Mieczysława.
— Może pani u Łozowiczów przykro będzie... zaczął po chwili z wahaniem.
Michalina zdawała się walczyć z sobą przez chwilę.
— Owszem, rzekła, przyjęłabym miejsce w Łozowéj..
— A więc ja tam dziś jeszcze pojadę i jeśli nikt pani nie uprzedził, pani Fabianowa albo pan Fabian przyjadą tu jutro.
— Dziękuję panu, bardzo dziękuję! wymówiła guwernantka. Splecione i o stół oparte ręce jéj podniosły się gestem niewymownéj wdzięczności, a spojrzenie łzą zwilżo-