Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/120

Ta strona została uwierzytelniona.

od lat wielu, ale wskutek szczelnego zamknięcia w szkatułce nie znikła, tylko stała się nieokreśloną jakąś, wątłą. W rękach Lili, drżących trochę od niecierpliwości, ciekawości i pośpiechu, ukazywały się kolejno kolorowe i białe ćwiartki papieru, w formę listów składane, kwiatki i drobne bukieciki zasuszone, i strzępki wstążek owinięte w papiér, z nadpisami lakonicznie wyrażającemi daty i nazwiska miejsc różne. Barwy papiérów i wstążek były spłowiałe, zasuszone kwiaty przemawiały tęsknym językiem wspomnień jakichś, radości znikłych, miłości zgasłych... Cała dusza dziéwczęcia, pamiątki te rozpatrującego, zbiegła się w oczy. Rozwijała ćwiartkę po ćwiartce i pożérała znajdujące się na nich wyrazy rozpalonym wzrokiem. Z ust jéj wyrywały się kiedy niekiedy lekkie okrzyki.
— A! wołała „vôtre Leopold” — to ten pan z balu! Za cóż to on mamę tak strasznie przeprasza? Pitié, madame, pitié et pardon! Jak to brzmi dziwnie jakoś! A tu kto?... hrabia Kalikst! Korona hrabiowska w górze. Ślicznie to być naprzykład hrabiną! O, biédny ten hrabia! jaki on czegoś zrozpaczony!... A tu co? zaproszenie do loży w teatrze od jakiéjś pani Hortensyi. „Le baron Herman y sera aussi, il est amoureux fin, ce pauvre baron.“ W kimże on był tak zakochany, ten baron? W mamie naturalnie!
Przejrzała połowę skarbów; reszty już nie tknęła, lękając się aby jéj kto przy tem zajęciu nie zaszedł; wstała, szkatułkę na zwykłém miejscu postawiła, ręce ku czołu rozpalonemu wzniosła i zawołała z wybuchem:
— Dobrze to teraz mamie mówić o znikomości blasków światowych i próżności rzeczy ziemskich, kiedy sama bawiła się niegdyś... tak była kochaną... uwielbianą...