Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/125

Ta strona została uwierzytelniona.

jowi który opuszczała, w dalszym ciągu jakby rozpoczętéj jakiéjś rozmowy mówiła:
— No! już ty tylko cicho bądź! gęby umiécie széroko otwiérać, ale żeby czego dopatrzyć, dopilnować, to nie... Pańskie dobro niech przepada, co wam do tego?
Pan Fabian cichym krokiem, z twarzą zmięszaną gładząc kiedy niekiedy z lekka łysinę, zbliżył się ku mówiącéj.
— Duszko! rzekł nadzwyczajnie łagodnym głosem, panna Szyłłówna przyjechała.
Kobietę słowa te stanowczo już ku bawialnym pokojom zwróciły. Zamknęła drzwi i nie mówiąc do męża ani słowa, szła naprzód krokiem prędkim, objawiającym, że przyzwyczajenie do pośpiechu i zniecierpliwienie w stan normalny u niéj się przemieniły. Im daléj postępowała, tém silniéj w pokojach ładnie przybranych uczuwać się dawała woń jakaś dziwna, a niezbyt przyjazna, podobna zupełnie do téj, jaką wydaje z siebie na oścież otwarta śpiżarnia. Znać było że zabiegła gospodyni tylko co właśnie była w śpichrzu i rękę po samo ramię w jakimś worze mąką napełnionym zanurzyła. Krynoliny w ubraniu pani Adeli nie było ani śladu, pomimo że w porze owéj toaletowy ten przyrząd najdespotyczniéj w świecie kobiécym panował; pod szyją miała wywinięty na suknię gruby płócienny kołnierz od nocnej koszuli, a na głowie muślinowy czepeczek wątpliwéj białości, w połowie tylko zakrywający włosy pięknéj płowéj barwy z tyłu głowy splecione w dwa grube roztargane warkocze.
Z rysów twarzy jéj poznać można było, że nie miała więcéj jak lat trzydzieści parę i że niegdyś musiała być bardzo przystojną, jeżeli nie piękną; ale żółtość cery, zmarszczki na czole i wokoło oczów, spłowiałe źrenice błękitne