Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

i wązka linia ust zaciśniętych czyniły twarz tę przedwcześnie zwiędłą, wyrazem zgryźliwego niezadowolenia i nerwowéj niecierpliwości nacechowaną.
— A! panna Szyłłówna, zaczęła pani domu, zbliżając się ku guwernantce, która powstała, oddając jéj ukłon. Bardzo to dobrze żeś pani już raz przyjechała. Od dwóch miesięcy nie mamy nikogo przy dzieciach i ja sama pilnować je jestem zmuszoną. Wszystko na mojéj głowie, i dom i dzieci..... od świtu do nocy chodź tylko, dysponuj, wydawaj, pilnuj tych łajdaków, co to na pańskie dobro jak kruki zlatują się... to już doprawdy i sił nie wystarczy długo....
Mówiła to wszystko stojąc i nerwowym ruchem wstrząsając pękiem kluczy u pasa jéj wiszącym. Pan Fabian z pomieszaniem spoglądał na guwernantkę.
— Ależ, duszo, zaczął nieśmiało, rękę ku łysinie podnosząc, pocóż bo tak irytujesz się każdą rzeczą?
— Poco irytujesz się? a cóż mam robić? Czy tak jak ty, po całych dniach zajmować się sztukami? Zapewne, niech wszystko w domu przepada, niech zabierają, rozkradają, rwą, roznoszą! Chwała Bogu, już i tak nie wiele zostało do rozkradzenia i żeby nie ja, jużby przez te twoje sztuki Łozowa dawno z dymem poszła.
— Ależ, duszo, przerwał znowu pan Fabian, panna Szyłłówna...
— I cóż, panna Szyłłówna będzie u nas domową osobą i biéda nasza sekretem dla niéj nie pozostanie. Choćbym ja milczała, to powie jéj o wszystkiém braciszek jéj, który osiem lat z całą swoją familią u ciebie na rezydencyi siedzi.
— Adziu, z pewną energią zawołał pan Fabian — pan