Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

oczy jego nie odrywały się ani na sekundę od spłonionéj twarzy młodéj dziewczyny, którą drobną swą dłonią silnie objęła grubą, wielką jego rękę.
— Ot panna siostra i synowców swoich nie zna jeszcze; proszę tedy patrzyć. Oto mój Walek.... w dęba chłop wyrósł; a ot Jadwisia... to ta córeczka, którą nieboszczka moja, świeć Panie nad jéj duszą, dwuletnią odumarła.
Mówiąc to, wskazywał z kolei na słusznego, chudego chłopca, z bladą nieprzyjemną twarzą i w mizerném wielce ubraniu, a potem na podrastającą dziéweczkę, trzynastoletnią może, jasnowłosą, bladą także i równie jak brat w ubogą jakąś sukenczynę przyodzianą.
— Późniéj już państwo skończycie sobie te rekomendacyę przerwała pani Adela; siadajcie do stołu bo wszystko ostygnie.
To wszystko, o którem mówiła pani domu, składało się z wazy pszennéj zaciérki, z dwóch półmisków napiętrzonych stosami zawijanych zrazów i z dwóch innych, pełnych pieczonych kartofli. Była to wieczerza niezbyt wybredna, ale obfita i mogąca nakarmić kilkanaście zgłodniałych organizmów.
Pani Adela stała przy wazie i naléwała zacierkę na talerze, które roznosił siedzącym przy stole osobom niby lokaj, w gruncie zaś lokajczyk, niezgrabny, niechętny, butami grubemi niemiłosiernie stukający, a poczynający stąpać na palcach wtedy tylko, gdy zbliżał się do krzesła gospodyni domu.
Pani Adela, spełniając gospodarską swą czynność wyraz twarzy miała kwaśny.
— Otóż ja, duszko, zaczął pan Fabian, kontynuować będę rekomendacyą.... Nic to, nic, duszko! jeść dlatego bę-