Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/135

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy pani myślisz, że ja jestem jakaś sobie piérwsza lepsza?... zaczęła bardzo szybko panna Antonina.
— Czy pani myślisz, że ja pozwolę na to, aby mię któś zaczépiał?... wtórowała bardzo powoli pani Eustachia.
Rozpoczynającą się burzę tę powstrzymał śmiéch chóralny, przy stole wybuchający. Panna Antonina zaniechała frazesu, którym dowieść postanowiła pani Eustachii, że nie jest wcale „jakąś tam piérwszą lepszą”, i odwróciwszy się tylko od sąsiadki, o ile można było najniegrzeczniéj, zapytała ciekawie:
— Co to? co to? czego się państwo tak śmiejecie?
Śmiéch spowodowany był sztuką, którą urządził pan Karol Solski, człowieczek blady, mianujący się następcą Pinetti’ego. Ofiarą sztuki téj okazał się pan Wiktoryn Szczepalski, wirtuoz-flecista, który siedział zazwyczaj nieruchomy, uśmiechnięty, z oczami gapiowato w przestrzeń utkwionemi. Owóż gdy tak siedział, następca Pinett‘iego z cicha i zręcznie szklankę jego z przed talérza pochwycił i duszkiem ją, za plecy jéj właściciela ukrywszy się, wychylił. W minutę potém wirtuoz-flecista, napatrzywszy się do syta na przeciwległą ścianę, po szklankę swą sięgnął, a ujrzawszy ją próżną, zdumionym wzrokiem dokoła powiódł. Śmiéch i wrzawa powstały. Na biédnego wirtuoza posypały się żarciki rezydentów! On przyjmował je spokojnie, ze zwykłym sobie uśmiechem. Przywykł znać do roli kozła ofiarnego, przeznaczonego na dostarczenie trefnisiowi tematów do żartów i konceptów.
— Proszę o zrazy! patrząc przez ramię posługującego chłopca, ozwała się pani Eustachia.
— Dziwna rzecz, natychmiast i wzruszając ramionami, trzepać zaczęła panna Antonina, jak to można tak dużo jeść!