Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/137

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie pojmuję, odcedziła pani Eustachia, jak można przez całe życie sporządzać aparaty kościelne.
— Pani robi cóś do kościoła? zapytała guwernantka, usiłując zakląć powstającą burzę.
— Szlaczek do komeżki dla księdza proboszcza do orchowskiego kościoła, zatrzepała panna Antonina.
Pan Fabian przechadzał się tymczasem po pokoju otoczony dziećmi.
— Cóż, kochany panie Pawle — rzekł, widząc wchodzącego Szyłłę, pokażesz nam może Czumaka?
— Czumaka! Czumaka! proszę pokazać Czumaka! wołały dzieci.
Pan Paweł siadł przy stole, na którym paliła się lampa, profilem do pokoju zwrócony, z czołem na dłoń pochyloném i gęstemi, czarnemi włosami na twarz opadającemi. Dobrą minutę przesiedział tak wśród ciszy powszechnéj, w postawie zgnębionéj, znękanéj, aż zadeklamował znane żale Czumaka tułacza:

„O ja Czumak nieszczęśliwy....
Biédny, głodny, ledwie żywy”...

Głos jego basowy, z olbrzymiéj piersi wychodzący, przybiérał coraz jękliwsze, płaczliwsze tony, aż nakoniec zerwał się pan Paweł z siedzenia i wyskoczywszy na środek pokoju, począł, nie przerywając deklamacyi, ale tylko ton jéj zmieniając, naśladować fantastyczny ludowy taniec Czumaków. Dzieci klaskały w drobne ręce i śmiały się do rozpuku ze skoków pana Pawła; reszta towarzystwa uśmiéchała się z widoczném zadowoleniem.
Michalina pochylała zrumienione do szkarłatu czoło i pod spuszczoną powieką kryła napływające do oczu jéj łzy.