Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/149

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ech! matka zapomina — kurcząc się i garbiąc, przerwał pan Paweł. Mam już pięćdziesiąt dobrych.... niezdrów jestem.... w służbę mi iść nie pora, a zresztą kto z dziećmi mię przyjmie?
— Upomnij się u Ręczyca o swoje dobro.
— Kiedyż-bo widzisz, Michasiu, kurcząc się coraz bardziéj, rzekł Paweł. Do Ręczyna trzebaby jechać... a ja się już ztąd sześć lat krokiem nie ruszałem.
Człowiek ten atletycznéj budowy rozleniwiał na łaskawym chlebie tak strasznie, że przerażała go myśl o dwumilowéj drodze.
Michalina posunęła stołek swój, siadła tuż przy nim i ramionami opasała mu szyję.
— Pawle, mówiła zcicha, uczyń to, spróbuj! Pomyśl jaką radość sprawiłbyś matce naszéj, gdybyś zdobył sobie znowu jakiekolwiek byle niezależne, nieupakarzające położenie.... Możebyś mógł nawet kiedy ochronić ją od przebywania pod dachem ludzi dobrych, ale dla niéj prawie obcych.... Ja nie zaciążę nad nowym bytem twoim.... umiem już dziś więcéj niż umiałam i mam nadzieję, że z czasem wyrobię sobie w zawodzie swoim przyszłość lepszą.... Ale dla matki naszéj, dla dzieci twoich uczyń to, postaraj się!...
Głos jéj łagodny, miękki, a jednak energią gorącéj prośby dźwięczący, stopił się w pocałunku, który usta jéj kształtne i blade złożyły na ogorzałem czole brata. Przybliżyła twarz swą do jego twarzy i wzrok zanurzyła w głębiach zmęczonych jego źrenic.
Paweł opuścił na dłonie czoło i milczał długo.
— No, rzekł po chwili, zobaczymy! Trudno to poprawdzie.... ale matka.....