Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/152

Ta strona została uwierzytelniona.

Michalina odeszła. Dwie rezydentki ruszyły się z miéjsc swych jednocześnie, jakby sprężyną poruszone, i zbliżyły się, każda z innéj strony, do pani domu.
— Poco ona, proszę pani, wtrąca się w to, co do niéj nie należy? trzepać zaczęła panna Antonina. Zapewne, zapewne! chciałaby wziąść klucze w swoje łapki, żeby braciszkowi i jego dzieciom przysmaczków dostarczać! W nocy, słyszę, do braciszka chodziła.
— Chodziła? z zajęciem szczególném zapytała pani domu.
— A chodziła.... zmowy jakieś, konszachty...
— Co do mnie, ozwała się z powagą pani Eustachia, nie mam zwyczaju robić tak nizkich przypuszczeń jak pewne osoby, które są bardzo nabożne, ale rade każdemu łatkę przypiąć. Przez przyjaźń tylko dla domu w jakim zostaję, powiedziéć muszę, że ta panna guwernantka będzie bardzo, bardzo kosztowną....
— Dlaczego ma być kosztowną? z niespokojnością zapytała pani domu.
Ale pani Eustachia miała tajemniczą minę prorokini, nieżyczącéj sobie wcale odkrywać przed ludźmi źródeł z których przepowiednie swe czerpie. Wzniosła oczy i wskazujący palec w górę, westchnęła i powtórzyła:
— Już ja pani to tylko mówię, że ta panna guwernantka wiele, wiele kosztować państwa będzie!....
W godzinę potém Michalina siedziała w swoim pokoju przy stole, otoczona czworgiem dzieci.
Ludka i Józia usadowili się po obu stronach nowéj swéj guwernantki, Elżusia i Staś u jéj kolan na stołeczkach. Pomiędzy dziećmi a nową guwernantką zdawała się panować zgoda najzupełniéjsza i dobra już znajomość. Michalina postępowaniém swém okazywała niemałą biegłość w zawodzie nauczycielskim. To też Józio nawet, ów wisus nie-