Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Strof podobnych było sześć. Pan Fabian opiéwał w nich na różne tony młodzieńcze wdzięki Lili i przepowiadał im najświetniéjszą przyszłość. Była to piérwsza ofiara po owym już panu Jarosławie — zapalona na ołtarzu piękności młodéj dziewczyny, przez człowieka, który miał na głowie ogromną łysinę, a w domu „żonę ze złotém sercem i siedem aniołków.” Mniéjsza jednak o to! był to zawsze hołd, było to pierwsze słowo uwielbienia, które zawrócić miało marzącą główkę Lili.
Michalina kończyła już lekcye swe z dziećmi, gdy po domu całym rozległy się wykrzyki: „któś jedzie! goście! goście!”
Michalina spojrzała w okno i szkarłatny rumieniec na twarz jéj wytrysnął. Przed gankiem z bryczki małéj we dwa konie zaprzężonéj, wyskoczył Mieczysław Orchowski.
Ręka młodéj guwernantki, trzymająca pióro nad zeszytem, drżała chwilę, w ustach jéj urwało się w połowie wyrazu opowiadanie o dalekich morzach i pływających po nich okrętach, którego dzieci słuchały z nadzwyczajną uwagą. Po krótkiéj jednak chwili zaczęła znowu opowiadać i poprawiać ortograficzne błędy w pisaniu Ludki.
W salonie pan Fabian bawił młodego gościa, pokazując mu liczne albumy, bardzo w istocie smakowne i zajmujące, pełne przeróżnych rysunków, fotografij i poezyj... Mieczysław oglądał albumy, lecz oczy jego co chwila zwracały się w stronę drzwi, hermetycznie zamykających głębie mieszkania.
— Niech pan będzie łaskaw nie obraża się, rzekł, spostrzegłszy się pan Fabian, że żona moja nie pojawiła, się dotąd.. Ona taka zajęta domem i naszemi aniołkami!
Mieczysław skłonił się i wymówił kilka słów uprzej-