Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/158

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdaje się że to dzierżawcy Orchowa, Eli Makower i Efroim Lejbowicz.
Konrad zasępił się nagle. Miał znać powody obawiać się izraelskich gości, a choć z dwoma przybywającymi nie łączyły go dotąd żadne interesa, to jednak, gdzie Żyd się ukaże, tam zawsze dopominanie się o dług jest prawdopodobne.... choć także i zaciągnięcie pożyczki możebne....
Ostatnia ta myśl uspokoiła znać nieco syna pani Malwiny, bo raźnie zeskoczywszy z konia, a bicz zamieniwszy w spicrutę ze złoconą gałką, przeskoczył ogrodzenie ujeżdżalni i szybkim krokiem zmierzał ku pałacowi.
Wózek tym czasem pokornie zatrzymał się na uboczu w pobliżu bramy, a przybyli nim Izraelici, jeden z małym rudawym zarostem, drugi z wielką, czarną jak smoła, brodą, porozmawiawszy z sobą pocichu, zaczęli iść w takim kierunku, aby w połowie dziedzińca spotkać się z panem domu.
Konrad szedł széroką zwirowaną drogą, zamaszystym krokiem, wywijał spicrutą i pogwizdywał zlekka. Żydzi posuwali się wązką ścieżyną, śród murawy dziedzińca wydeptaną, stąpali powoli i cicho, jakby obawiając się przejściem swém szkodę jaką wyrządzić. Eli przodował: trzymał się prosto i z powagą, rękę do rudéj bródki podnosząc; Efroim przygarbiony, z pod brwi strzępiastych badawcze dokoła rzucając spojrzenia, ręce zatapiał w kieszeniach chałata.
— Dzień dobry jasnemu panu, pozdrowił Eli, gdy kilka już tylko kroków dzieliło go od Konrada.
Efroim nie rzekł nic, ale ukłonił się daleko niżéj od Eliego. Wysoka postać jego, barczysta i przygarbiona, nabierała w ukłonie elastyczności szczególnéj.
— Dzień dobry! dzień dobry! a zkąd to? odparł, zatrzymując się Konrad.