Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/178

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wypijmy, potwierdził Efroim.
Wychylili obaj po pół kieliszka gorzałki, Eli brzegi warg tylko umoczył w płynie. Ogarnęło go znagła zamyślenie jakieś; stał wyprostowany i wzrok rozjaśniony utopił w przestrzeni. Czuł się człowiekiem ważnym w sferze swojéj i dobrą rolę spełniającym. Powiedziano mu że jest sprawiedliwym, że dla braci swoich serceby wyjął i pod nóż położył: słowa te rozlały się po piersi jego jak krople najsłodszego miodu i uderzyły w głowę falą takich uczuć, które czoło choćby najbardziéj nawykłe do schylania się, podnoszą w górę.




W pałacu, pomiędzy matką i synem, toczyła się ożywiona rozmowa. Pani Malwina siedziała znowu na kanapce, śród tysiąca drobiazgów; Konrad chodził po pokoju, z twarzą trochę markotną.
— Widzi-bo mama, mówił, martwi mię to, że będę musiał znowu Ręczyn na trzy lata oddać. Zruinują majątek do szczętu...
— Nie wierz w to, kochaneczku, nie wierz ani trochę, perswadowała matka; poco go mają ruinować? Zresztą cóż robić? takie już czasy nastały, że musiémy oddawać się w ich ręce. Oni jedni tylko mają piéniądze....
— Myślałem, przerwał młody człowiek, że za rok wezmę się sam do gospodarstwa.
— Myślałeś tak, kochaneczku? dobrze! bardzo dobrze! jesteś statecznym młodym człowiekiem i nie masz żadnych brzydkich pasyj... Ale widzisz, człowiek nie powinien żyć dla siebie tylko.... masz matkę i siostry....