Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

stołu dwa staroświeckie krzesła o wysokich poręczach i milczał chwilę. Na twarzy jego pomarszczonéj, lecz rumianéj i czerstwéj, zjawił się wyraz przymusu, z pewnem nadąsaniem połączonego. Po chwili rzekł tonem krótkim i mrukliwym:
— Pan Kamil przyjechał z Warszawy parę godzin temu. Kazał urządzić sobie kąpiel i podać wieczerzę. Teraz leży w łóżku i książkę czyta.
— Czy pytał się o mnie? zcicha wymówił Orchowski a powieki i usta jego lekko zadrżały.
— A pytał się, odparł sługa — i pragnąc jakby uwolnić się od dłuższego mówienia w tym przedmiocie, dodał: Może pan potrzebuje czego? może ogień rozpalić lepiej? albo ziółek od kaszlu przynieść? A może książkę którą z szafy dostać i podać?
Pani Leontyna tymczasem, opuściwszy pokój męża, przebyła znowu wielką salę i przez szereg mniejszych już, ale równie ponurych i mrocznych pokojów skierowała się w inny koniec domu.
Tam, z za drzwi zamkniętych, doleciały jéj ucha dźwięki dwóch świeżych głosów, z których jeden był wyraźnie głosem młodej kobiety, drugi wychodził z nawpół dziecinnéj jeszcze, dziewczęcéj piersi. — Głosy te rozmawiały ze sobą żywo, wesoło, wznosząc się chwilami w swywolnéj niby sprzeczce, to znowu przyciszając się, jakby w poufnych zwierzeniach. Raz zmieszało się z niemi parę skocznych taktów polki czy walca, wygranych na fortepianie dorywczo i mimochodem; potem zabrzmiał długi srebrzysty wybuch śmiechu; potem jeszcze lekkie stopy przebiegły po posadzce jakby któś uciekał od czyjéjś pogoni, a szmerowi temu towarzyszyły stłumione chichoty i ciche, urywane, z głośnemi wykrzyknikami pomieszane szepty; aż nakoniec rozmowy, śmiechy, muzyka i swywolna zabawa umilkły.