Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/182

Ta strona została uwierzytelniona.

— At! przerwał Konrad, już to żenienie się... niech je tam...
— Dlaczego kochanku, dlaczego? wszyscy żenią się... Czy obserwowałeś Lilę?
— Ot przyznam się mamie, że i nie patrzyłem na nią do tego czasu.
— To źle, to bardzo źle! powinieneś już lui faire la cour, bo potém kto inny gotów podskoczyć.... Dziewczyna jak obraz.... piękna będzie!
We drzwiach pokoju stanął lokaj.
— Jakiś Paweł Szyłło przyjechał, rzekł, i chce się widziéć z panem.
Konrad cmoknął z niezadowoleniem i ociągał się z odejściem.
— Cóż to za figura, ten Szyłło i czego on chce od ciebie? zapytała pani Malwina, układając w szkatułce koroneczki i wstążeczki.
— A to ten szlachcic, mamo, od którego mama piéniądze pożyczyła, kiedy to jeszcze dom nasz nie był skończony.
— Pałac, poprawiła pani Malwina. A, przypominam sobie! oblig podpisałeś z opiekunem jeszcze.. Ach!... moje poziéwanie!... Czegóż ten szlachcic chce od ciebie?
Odpowiedzi nie było, bo Konrad z brwią zmarszczoną i wzrokiem wbitym w ziemię pokój opuścił.
W sali jadalnéj Paweł Szyłło oczekiwał na audyencyą u młodego swego dłużnika.
— A! rzekł, wchodząc, Konrad, dzień dobry panu! Jakże się pan miéwa? kopę już lat pan u nas nie był. Cóż słychać w Łozowéj? jak zdrowie państwa Fabianowstwa?