Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/201

Ta strona została uwierzytelniona.

Godzina jeszcze upłynęła zanim odjechał, ale ani razu już więcéj nie zbliżył się do młodéj nauczycielki. Można nawet było sądzić, że unikał widoku jéj twarzy, tak stale i uporczywie starał się patrzyć w inną stronę. Ktoby go pilnie wtedy uważał, mógłby dostrzedz, że spadł na niego nagle ciężki jakiś smutek, połączony z głębokim niesmakiem. Na pożegnanie podał, jak zwykle rękę Michalinie, ale ręka ta nie była już tą samą, która ją dziś tak serdecznie i gorąco na ganku witała. Zimnemu uściskowi dłoni towarzyszył ukłon pełen szacunku, ale nie towarzyszyło mu spojrzenie żadne. Po chwili słychać było na dziedzińcu tentent jego konia.
Michalina stała jeszcze w tém samém miejscu, na którem pożegnał ją odjeżdżający, ręką wsparta o stół i bardzo blada. Pod spuszczone jéj powieki tak gwałtownie cisnęły się łzy palące, że powstrzymywała je tylko wysiłkiem woli. Czuła, że pomiędzy nią a człowiekiem, który przed chwilą wzrokiem swym i słowami poruszył w jéj piersi najgłębsze struny wrażeń, spadła jedna zapora więcéj, że wstyd jéj brata spłynął na nią, że posępną łuną wstydu tego uderzone, oczy jego odwróciły od niéj — może nazawsze. Nie miała żadnych sformułowanych nadziei, nie roiła o niczém, nie spodziewała się niczego, a jednak — gdy tentent konia, który unosił Mieczysława po za bramę łozowskiego dworu ucichł, opuściła się sztywna, bezsilna i daremnie drżącemi rękami szukała porzuconéj roboty.
— Panno Michalino! ja chcę już spać! zawołał tuż przy niéj srébrzysty głosik Ludki.
— I ja chcę spać! zawtórowała poetka Elżusia.
— Ale panna Michalina opowié nam dziś jeszcze o tym wielkim człowieku, co to płynął po morzu, płynął.... aż odkrył Amerykę? zagadnął Józik.