Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/202

Ta strona została uwierzytelniona.

Guwernantka podniosła głowę z wysileniem, powstała, dłonią pociągnęła po czole i przytomném, jasném już okiem spojrzała na otaczające je złotowłose główki.
Głosy dzieci tych były wołaniem obowiązku, które obudziło ją ze snu bolesnego. Być może iż obręcz bólu opasująca ciasno jéj serce nie zwolniła się przez to; niemniéj przecież jedną ręką trzymając rękę Józika, drugą opasując szyję Ludki, otoczona młodemi dziećmi, które czepiały się jéj sukni, przechodziła salon krokiem powolnym i spokojnym, a zbliżając się ku drzwiom sypialnych pokojów, łagodnym, wesołym prawie głosem rozpoczęła przyrzeczoną opowieść o wielkim człowieku, który płynął po morzu, płynął... aż odkrył Amerykę.




Parę tygodni minęło. Około południa pan Fabian, jak najczęściéj bywało, siedział w gabinecie swoim, oddany ulubionym swym artystycznym zajęciom. Przed głębokim fotelem stało biuro staroświeckie, zarzucone kawałkami papierów, różnego kształtu i koloru. Na każdym z tych kawałków znajdowały się nakreślone wiersze, tu ustęp z drukowanego poematu jakiegoś przepisany, tam znowu własny pana Fabiana utwór, sonet, akrostych, strofy ulotne i t. p.
Biuro owo, wraz ze stojącym przed niém fotelem pan Fabian miał zwyczaj, uśmiéchając się niby żartobliwie, nazywać: „miejscem pracy.” Inne miejsce pracy znajdowało się pod oknem szerokiém, na północ wychodzącém, gdzie stały stalugi z rozciągniętém płótnem i leżały w odpowiednich przyrządach materyały do olejnego malowania. Obrazy różnych rozmiarów, bez ram i w złoconych ramach,