Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/228

Ta strona została uwierzytelniona.

w cieniu, ubiegając się za mizernemi zyskami, które dawały im wprawdzie byt, ale skąpy, niepewny, bez nędzy ostatecznéj, ale i bez dostatków. Do tych ostatnich właśnie należał Augustyn Szyłło. Stérany już nieco latami i pracą, miękkiéj woli z przyrodzenia, wszelkiéj wiedzy nieco wszechstronniejszéj i światowéj ogłady pozbawiony, nie mógł doścignąć dwóch czy trzech kolegów swych młodszych, energiczniejszych i... pozostał za nimi tak daleko, że nie mógł prawie uważać się za ich współtowarzysza.
Nie posiadał daru wymowy, nie był zdolnym unieść się szlachetnym zapałem dla sprawy przez się bronionéj, nie mógł stanąć przed sądem z żywem słowem na ustach, ani przeniknąć bystrym wzrokiem tajemnic i plątanin spraw zawikłanych a ważnych. Specyalista suchy i ciasno specyalizm swój pojmujący, rutynista, flegmatyk z temperamentu, mógł tylko pisać urzędowe podania i skargi, pilnować terminów i stosować pomniejsze okoliczności spraw sobie powierzanych do elementarnych przepisów prawa. W warunkach podobnych utrzymanie się wobec licznéj konkurencyi było trudném, a postęp wszelki okazał się niemożebnym. Żył jednak jako tako z grosza spływającego mu ztąd i zowąd; a głównymi, to jest najmożniejszymi, klientami jego byli Orchowscy, Ręczyc i Łozowicz.
Synów dorosłych ów trzeciorzędny prawnik-plenipotent miał dwóch, córki dorosłe także dwie i jednę dorastającą.
Ranek był chłodny, listopadowy, mgła, utworzona z drobnego, gęstego deszczu i wyziewów miejskich, przysłaniała grubą zasłoną mury domostw i wieże kościołów; za drogą bitą, oddzielającą miasto od otaczających je pól, odbywał się targ na drzewo, siano, drób, ryby i warzywo. Zamiejski rynek ten był placem niebrukowanym, kilkuna-