Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/230

Ta strona została uwierzytelniona.

wdowiemi kłopotami ku miastu pociągana, albo wreszcie nadruinowany obywatel, incognito o rannéj porze do miasta przybywający. W rzeczywistości jednak było trochę inaczéj. Na bryczce jechała młoda kobiéta, w szczupłem futerku, z twarzą przysłoniętą gęstą woalką: obok niéj siedział młody chłopiec brzydki, ospowaty, sukienną burką otulony. Powoził zaprzęgiem parobczak w żółtym kożuchu. Kiedy bryczka zrównała się z placem targowym, jadąca kobiéta podniosła się nieco z siedzenia, odrzuciła z twarzy woalkę i zawołała:
— Stryjaszku!
Augustyn Szyłło, usłyszawszy wołanie to, przymrużył oczy, popatrzył i zbliżył się szybko ku obłoconemu wózkowi, który stanął śród drogi.
— A! to ty Michasiu? rzekł, wyciągając rękę ku siedzącéj na bryczce kobiécie. Jakże się miéwasz, moje dziecko? Wszak do nas jedziesz, nieprawdaż? Słyszałem żeś w ostatnich czasach była u Łozowiczów.
Michalina pochyliła się i przycisnęła do ust suchą, zziębniętą rękę stryja.
— Zostałam oddaloną, stryju! zawołała, oblewając się gorącym rumieńcem.
— Biédna ty jesteś, rzekł Szyłło, nigdzie kąta zagrzać nie możesz.. Ale wiem, wiem, że to nie twoja wina. Czy ja cię nie znam i ich także? No to i dobrze zresztą, że przyjechałaś do nas. Matka nudzi się bez ciebie, a choć nigdy nie poskarży się, ale my wiemy co się tam w jéj sercu dziać musi....
— Dziękuję ci, stryju kochany, dziękuję! przytłumionym głosem odpowiedziała Michalina. Matka moja czy zdrowa?